Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biało-czerwony Matterhorn. Jeden z najbardziej znanych szczytów świata w polskich barwach

Marek Długopolski
© Light Art by Gerry Hofstetter / Fot. Michael Kessler
Matterhorn (4478 m n.p.m.), jedna z najbardziej rozpoznawalnych i fotografowanych gór świata, 24 kwietnia w nocy rozświetlił się na biało i czerwono. W ten symboliczny sposób szwajcarski Zermatt zjednoczył się z Polakami we „wspólnej walce z koronawirusem”.

Znak solidarności

Gigantyczna, blisko tysiącmetrowa polska flaga „załopotała” od charakterystycznego wierzchołka, aż po mroczne doliny u podnóża tej niezwykłej góry.

Biało-czerwony Matterhorn. Jeden z najbardziej znanych szczytów świata w polskich barwach
© Light Art by Gerry Hofstetter / Fot. Michael Portmann

„Polska została dotknięta kryzysem związanym z pandemią koronawirusa. Wysyłamy znak solidarności i nadziei, a społeczeństwu życzymy siły, aby pokonało ten kryzys” – podkreślają gospodarze Zermatt, jednego z najbardziej znanych szwajcarskich kurortów.

„Światło niesie nadzieję” – dodają organizatorzy tej niezwykłej akcji. I tą nadzieją dzielą się nie tylko z Polakami, ale całym światem. Zermatt solidaryzuje się z „wszystkimi, którzy cierpią” i jednocześnie dziękuje - lekarzom i pielęgniarkom, wojsku, służbie cywilnej, straży pożarnej, dostawcom żywności… - tym wszystkim, którzy „pomagają przetrwać kryzys”. To dla „was lśni Matterhorn”.

Na zboczach Matterhornu „łopotały” już flagi m.in. Austrii, Kanady, Pakistanu, Iranu, Nepalu, Węgier, Turcji, Rosji, Singapuru, Tajlandii, Południowej Korei i Republiki Południowej Afryki, Maroka, Nowej Zelandii i Australii. A cały czas „powiewa” na nim #hope”, „#merci”, „#grazie”, „#danke”, „#thankyou”. Autorem tego niezwykłego projektu jest specjalizujący się w iluminacjach szwajcarski artysta Gerry Hofstetter. Wszystko to, co dzieje się na szczycie Matterhornu można zaś podglądać na stronie zermatt.ch/hope

Nadzieja… na życie

Dlaczego to z Matterhornu płynie w świat „nadzieja”? Bo to szczyt marzeń. Każdy miłośnik gór nie tylko wie jak wygląda, ale też pragnie go zdobyć. Ma nadzieję na nim stanąć. Tak jak ci, którzy pierwsi go pokonali.

Biało-czerwony Matterhorn. Jeden z najbardziej znanych szczytów świata w polskich barwach

- Używali jej pierwsi zdobywcy Matterhornu – zapewnia przewodnik po Matterhorn Museum w Zermatt. Na czerwonym aksamicie leży spory kawałek konopnej liny, niemy świadek tragedii sprzed 150 lat. Na jednym jej końcu, rozsnutym i mocno postrzępionym, przez ułamek sekundy zawisło życie siedmiu jego zdobywców. – Mieli nadzieję, że wytrzyma. Niestety, nie wytrzymała... Czterech spadło w przepaść. Wielki sukces, zamienił się w ogromną tragedię – przypomina.

W kameralnym podziemnym muzeum – na zewnątrz wystaje tylko niewielka szklana kopuła wejścia - w centrum uroczego alpejskiego kurortu odnajdziemy nie tylko kawałek feralnej liny, ale także inne pamiątki po pierwszych zdobywcach, przewodnikach i turystach, ryciny, zdjęcia, a także całą wioskę. – Tak wyglądało Zermatt, gdy jeszcze nie było modnym kurortem, a biedną osadą na „końcu świata”. Trzeba się było wykazać hartem ducha, żeby tu żyć – mówi nasz opiekun.

Wyścig marzeń

Matterhorn, we Włoszech bardziej znany jako Monte Cervino, był jednym z najdłużej opierających się wspinaczom, alpejskich olbrzymów. W XIX stuleciu nie był jednak ani zbyt znany, ani popularny, a jego widok na niewielu robił wrażenie.

Dlaczego? – Bo niewielu było oglądających. Tak daleko, w dolinę nikt – jeśli nie musiał - się nie zapuszczał. Matterhornu nie było przecież na czekoladkach Toblerone, ani na milionach zdjęć – śmieją się dzisiaj mieszkańcy Zermatt.

Wszystko zmieniło się w 1865 roku. W lipcu do zagubionej wśród niebosiężnych alpejskich szczytów osady przybył ekscentryczny Anglik: 25-letni wtedy Edward Whymper. To on odmienił życie mieszkańców, a także swoje – jak się miało wkrótce okazać.

Od paru już lat londyńczyk próbował pokonać wielką samotną piramidę. Jednak skalny szpikulec na granicy szwajcarsko-włoskiej skutecznie mu się opierał. Stał się wręcz jego obsesją. Marzył, że jest na jego szczycie – oczywiście jako ten jedyny, pierwszy. Ów czterotysięcznik zawładną również sercem Jean-Antoine Carrela, doskonałego włoskiego wspinacza, zresztą towarzysza Anglika w paru wyprawach.

Czy Jelenia Góra, jak zwali ją wtedy miejscowi (z Zermatt przypominała głowę jelenia), robiła na nich wrażenie? – Raczej nie. Zawsze przecież mieli ją pod bokiem, była ich górą. Może tajemniczą i groźną, ale jednak „oswojoną”. Ich najpoważniejszym problemem, nie było to jak ją zdobyć, ale jak przeżyć przez zimę w tych ekstremalnie trudnych warunkach – przypomina jeden z mieszkańców. O tym jak wyglądało wówczas życie w osadzie, leżącej około 1610 m n.p.m., można wyobrazić sobie odwiedzając podziemne muzeum. - Z turystyki wtedy nie dało się żyć... – przypominają mieszkańcy kurortu.

Biało-czerwony Matterhorn. Jeden z najbardziej znanych szczytów świata w polskich barwach
© Valais/Wallis Promotion

Śmierć ich dościgła

Edward Whymper, by być pierwszym na szczycie, tym razem musiał się spieszyć. Dowiedział się bowiem, że z drugiej, włoskiej strony na skalną piramidę zamierza wspiąć się – ku chwale Włoch - Jean-Antoine Carrel (była to już jego szósta próba zdobycia Matterhornu - Anglik miał ich osiem). I jedna, i druga grupa miała w składzie bardzo doświadczonych alpinistów.

Londyńczykowi towarzyszyli 35-letni Michel Croz, przewodnik alpejski z Chamonix; 18-letni lord Francis Douglas, o rok starszy Douglas Hadow, a także 37-letni Charles Hudson, ksiądz, ale także doświadczony wspinacz. Gdy przybyli do Zermatt brakowało im tylko jednego - przewodników. Po długich negocjacjach udało im się skusić Petrów Taugwalderów – 45-letniego ojca i jego 22-letniego syna.

13 lipca siedmioosobowy zespół ruszył w kierunku samotnego olbrzyma. Wszystko szło dobrze, zgodnie z planem. Przewodnicy prowadzili pewnie wśród skał i lodu. Whymper i jego towarzysze szybko więc pięli się granią Hornli, uważaną wcześniej za niezwykle trudną do pokonania. Noc spędzili na wysokości 3350 m n.p.m. Następnego dnia, by mieć odpowiedni zapasa czasu, wstali jeszcze przed świtem. Mozolnie pięli się po zalodzonym stoku...

14 lipca o godz. 13.40 – jak donoszą kroniki - Edward Whymper spełnił soje największe marzenie. Jako pierwszy stanął na Górze Gór. Za nim weszli inni (Włosi, którzy atakowali szczyt z drugiej strony pozostali więc w pobitym polu, na szczyt wspięli się trzy dni później).

Szczęście zdobywców nie trwało jednak długo. „Hadow poślizgnął się i upadł. Zaczął się zsuwać na krzyżach z nogami w powietrzu. Jego ciężkie buty trafiły w Croza, który schylał się po czekan. Z przeszywającym okrzykiem poleciał głową w dół. Nie dosięgną czekana. Gołe ręce ślizgały się po płycie nadaremnie szukając zaczepienia. Hudson, doświadczony wspinacz usiłował uciec z płyt dosięgając jakiegoś zbawczego bloku. Niestety, szarpnięcie dosięgło go w połowie drogi. Było silne. Upadł na wznak. Razem pociągnęli Douglasa sparaliżowanego strachem. Runął z szeroko otwartymi oczyma. Cztery ciała potoczyły się ku krajowi przepaści. Potem toczyły się jeszcze kamienie. Daleko w dole odezwała się lawina, aż wreszcie nastała cisza. Śmiertelna cisza.” – tak tamten wypadek opisał Stanisław Biel w „Mój Matterhorn w 1959 roku”. Wybitny taternik i alpinista – wraz z Janem Mostowskim – w 1959 roku dokonał pierwszego zimowego przejścia wschodniej ściany Matterhornu.

Wypadek przeżyli tylko Whymper i Taugwalderowie. Gdy zeszli do Zermatt zaczęły się pytania o przyczynę nieszczęścia, co wydarzyło się na górze, dlaczego konopna lina nie utrzymała ciężaru czterech mężczyzn... Anglik mówił, że lina się przetarła, ale – jak twierdzą Szwajcarzy - sugerował też, że to starszy z przewodników przeciął linę, by się ratować...

45-letni Peter Taugwalder twierdził zaś wtedy, że najlepszą z lin - tuż przed szczytem - przeciął Anglik. Dlaczego? Bo chciał na nim stanąć jako pierwszy. Schodzili więc powiązani najsłabszą z lin jakie mieli. - I dlatego się przetarła – mówił. Jednak niewielu było wtedy takich, którzy wierzyli starszemu z przewodników. Dzisiaj zdaje się jest inaczej, a świadczy o tym choćby sztuka „The Matterhorn Story”.

- Wspinaj się, jeśli potrafisz, ale pamiętaj, że odwaga i siła są niczym bez rozwagi i że chwilowe niedopatrzenie może zniszczyć całą radość życia. Nie rób niczego w pośpiechu, uważaj na każdym kroku na początku przewiduj zakończenie - miał później stwierdzić Anglik. Czy dotyczyło to jego wyprawy na Matterhorn? W Alpy już nie wrócił.

Kilkanaście lat temu Mammut wyprodukował dokładną replikę liny z jaką schodzili pierwsi zdobywcy Matterhornu. Co się okazało? – Była zbyt słaba, aby utrzymać życie czterech mężczyzn – zapewnili przedstawiciele firmy.

A jak było naprawdę? To wie tylko Matterhorn i kawałek liny w Matterhorn Museum.

Biało-czerwony Matterhorn. Jeden z najbardziej znanych szczytów świata w polskich barwach
© swiss-image.ch/Ernst Christen

Gwiazda Matterhornu

Od tego momentu rośnie jednak sława Matterhornu. Do Zermatt zaczynają przybywać nie tylko alpiniści, ale także coraz więcej turystów. Tak rodzi się uroczy, alpejski kurort. A przybyć do niego nie było łatwo. Wspomnieć wypada, że bity trakt, dostępny dla wozów, kończył się w St Niklaus. Resztę trzeba było przebyć na nogach lub w specjalnej „lektyce”.

Mimo tych trudności młody kurort odwiedzało coraz więcej gości – przypominają gospodarze Zermatt. W 1880 roku było ich już ponad 12 000. Nic więc dziwnego, że pod koniec XIX stulecia wysokogórską miejscowość postanowiono połączyć linią kolejową. Jej budowę – z Visp – rozpoczęto w 1888 roku. Nim kolej dotarła do Zermatt minęły trzy lata. Do tej pory kurort co roku odwiedzało ponad 2,5 miliona turystów - 250 tysięcy było pasażerami Glacier Express.

Matterhorn kusi, nawet w czasie pandemii. I nie ma w tym nic dziwnego, to przecież jeden z najbardziej rozpoznawalnych szczytów świata, symbol Szwajcarii. A Hörnli, Lion, Zmütt i Furgen – to najbardziej znane górskie granie. Każdego roku o ich pokonaniu marzą wspinacze.

Mieszkańcy dodają, że Matterhorn to najczęściej fotografowany szczyt globu. Łasuchy wspominają zaś o jego niezwykłym smaku... - Któż nie próbował słynnej alpejskiej Toblerone – z nugatem i orzeszkami - dzieła Theodora Toblera i Emila Baumanna.

To dla wszystkich „was lśni Matterhorn”!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Biało-czerwony Matterhorn. Jeden z najbardziej znanych szczytów świata w polskich barwach - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska