To charakterystyczne, jak zapach podkładów kolejowych - niezmienna poetyka układu krwionośnego PKP, który gwałci krajobraz, odwraca się do niego plecami, przecina lasy i miasta.
Na dworcu w Trzebini ktoś pomalował krawędź peronu. Grubą, nierówną warstwę białej farby maźnął byle jak na zdezelowany krawężnik. Przed tym makijażem nikt go nie wyrównał, nie wyczyścił, nie starł rudego pyłu. Ktoś przypudrował syf i dziadostwo na modłę sowiecką. Pejzaż zachodniej Ukrainy i Rosji tworzą właśnie takie same co w Trzebini, krzywe, popękane krawężniki, rozpaczliwie pociągnięte białą farbą, żeby coś pozornie oddzielić, uporządkować. Żeby wyznaczyć drogę między wyspami dobrobytu w oceanie brudu i roztopionego asfaltu.
W Mysłowicach - to samo, tylko że nawet nie chciało się nikomu sięgnąć pędzlem za krawędź peronu, która teraz jest zapaćkana. Z góry nie widać, z boku - a i owszem. Britney Spears polskiej architektury kolejowej. Rozpaczliwy krzyk głuchej zapaści, który od czasu do czasu przerwie jakiś ładny budynek dworca w dużym mieście albo tylko przez chwilę czysta kostka brukowa. I nie można nawet nad tym przemknąć, rozmyć w impresję przy dużej prędkości. Nie. Trzeba się do tych cholernych Katowic wlec 20 na godzinę, kontemplując każdy mały, biedny śląski detal. Katowice Szopienice. Beznadziejnice. Znów rudo. Znów biało.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+