W ostatnim występie na MŚ we włoskim Południowym Tyrolu chorzowianka bardzo szybko wjechała do czołówki. - Niespodziewana sytuacja po pierwszym strzelaniu: Innerhofer, Simon, Hojnisz-Staręga - mówił spiker do ponad 10 tysięcy kibiców na trybunach na stadionie. W dalszej fazie zawodów do przodu przesuwały się faworytki, ale Polka pozostała w ścisłym czubie.
Pierwszy niecelny strzał - i karną rundę - zaliczyła w trzecim strzelaniu. W decydującym, czwartym, także w pozycji stojąc, zepsuła przedostatni strzał. Z oddaniem ostatniego przez chwilę się wstrzymała. - Pomyślałam sobie: nie popełnij tego błędu, co w biegu indywidualnym (wtedy podczas strzelania przegrała złoto, zajęła 6. miejsce - przyp.), jak już przytrzymałaś, to traf.
Trafiła. Przebiegła karną rundę, na trasę wróciła w tym momencie co Oeberg, wiceliderka Pucharu Świata, świetna biegaczka. Stało się jasne, że to między nimi odbędzie się walka o brąz. - Nawet biegnąc pomyślałam sobie: kurczę, tyle jest tych zawodniczek dzisiaj, a musiałam trafić na Oeberg - trochę żałowała Monika.
Szwedka jechała tuż za plecami Polki, nie chciała wyprzedzać. - Pomyślałam: jeżeli ty chcesz tak grać, to jak nie pocisnę "full gaz" na tym ostatnim okrążeniu, tylko pobiegnę swoim tempem, żeby zostawić sobie siły. ale też nie mogłam się bujać, bo wiadomo, że za nami leciała chmara zawodniczek. Wydaje mi się, że w końcówce miałam sytuację pod kontrolą, ale trochę brakło - przyznała Hojnisz-Staręga.
- Oczywiście walczyłam do końca o medal, ale jak widać było ciężko. Na ostatnich metrach Oeberg zaatakowała sprintem, gdzieś mi brakuje tych końcówek takich sprinterskich. Może muszę może poćwiczyć z mężem, to mi przyjdzie łatwiej - uśmiechnęła się Monika, żona biegacza narciarskiego Macieja Staręgi, właśnie specjalisty od sprintów.
MŚ w biathlonie. Sztafeta wielkich wrażeń. Polki były liderk...
