Zaskoczenie przyznaniem ekonomicznej nagrody Kaczyńskiemu wyrażał biegły w ekonomii Leszek Balcerowicz. Zdumiony był tą nagrodą ekonomista Ryszard Petru, a poseł Stefan Niesiołowski o mało nie pękł z oburzenia. Niesiołowski co prawda ekonomistą nie jest, ale od czasu sławnego wyznania na temat szczawiu i mirabelek można go chyba zaliczać do znawców ekonomii autarkicznej.
Duży kłopot przez nagrodę dla prezesa Kaczyńskiego miał Stanisław Ciosek, członek Rady Programowej krynickiego forum. Podobno Ciosek musiał z Krynicy ściągać protokoły głosowania, żeby w swoim lewicowym środowisku udowodnić, że on na Kaczyńskiego nie głosował. Wrzawa wybuchła straszna i można by jeszcze długo przytaczać różne komentarze na temat tej nagrody, ale poprzestańmy na jednym - biznes zawsze garnie się tam, gdzie wyczuwa zysk.
Polscy biznesmeni co prawda lubią zgrywać dziadów i chętnie narzekają, jak bardzo są uciemiężeni, ale jakoś dają sobie radę. Widać to na każdym kroku, bo przecież gdy oglądamy w telewizji reklamy samochodów o cenach zaczynających się od 170 tys. zł, to nie są to oferty dla gospodyń domowych czy drobnych ciułaczy, tylko dla pań i panów z porządnym bankowym kontem, a jeszcze lepiej z porządnym kredytem. Tak więc mimo uciemiężenia polski biznes jednak się kręci, kalkuluje i zyskuje, a teraz wyraźnie zwęszył zysk w rejonie Jarosława Kaczyńskiego.
Szansa na zysk, nawet cudzy, ledwie potencjalny lub całkowicie nieprawdopodobny, działa na ludzi jak narkotyk. Najlepszym dowodem na to jest "złoty pociąg" z Wałbrzycha, podniecający wyobraźnię jak świat długi i szeroki. Znajomi, którzy akurat przyjechali z Ameryki, dowiedzieli się o "złotym pociągu" z chicagowskiej lokalnej telewizji. Nawet za oceanem, między doniesieniem o trzech ciałach znalezionych w garażu a ostrzeżeniem o nadciągającym tornadzie (w Chicago też nie ma lekko) znalazła się kapiąca złotem informacja o pociągu rzekomo odkrytym w Polsce.
O zysku i złocie wróble ćwierkają i szczekają psy, choć akurat psy ostatnio najczęściej szczekają na temat złotej miski pieska rasy york o imieniu Kacperek, będącego ulubieńcem przewodniczącego Solidarności Piotra Dudy. Z tej złoconej miski Kacperek podobno się pożywiał, gdy wypoczywał w związkowym hotelu nad Bałtykiem. Piotr Duda zaprzecza i obiecuje sprawę w sądzie. W dużym napięciu czekam na ten proces, bo może sędziowski skład orzekający wyjaśni, czy Kacperek naprawdę żarł ze złoconej michy. Co do ludzi złudzeń nie mam, ale takie wyrafinowanie u malutkiego pieska byłoby naprawdę zaskakujące.
