Olbrzymia radość zapanowała wczoraj w sześcioosobowej rodzinie Budków z Borku, która pod koniec stycznia w wyniku pożaru straciła dach nad głową. Kilka pudeł wypełnionych środkami czystości, kołdry, poduszki, pościel, ubrania, a nawet sprzęt rtv i agd przywiozła im delegacja ze Szkoły Podstawowej nr 1 z Bochni.
- Boże, jak my się wam odwdzięczymy? - witała darczyńców łamiącym się ze wzruszenia głosem Krystyna Budek.
Stracili wszystko
Pomoc pogorzelcom zorganizowała Beata Drużkowska, przewodnicząca komitetu rodzicielskiego w SP nr 1 w Bochni.
- O losach tej rodziny dowiedziałam się z „Gazety Krakowskiej”. Postanowiłam pomóc, bo ci ludzie przecież stracili w ogniu wszystko, co mieli - mówi.
Zbiórka dla pogorzelców odbywała się w szkole. Koordynatorką dwutygodniowej akcji była Maria Ryglicka, jedna z nauczycielek. - Poprosiliśmy, by każdy dał tyle, ile może. Jedni wrzucali więc do puszki pieniądze, inni przynosili kosmetyki czy niezbędne w codziennym życiu sprzęty - wyjaśnia.
Pokazali wielkie serca
Efekt zbiórki zaskoczył samych organizatorów. - Było tego tak dużo, że do Borku musieliśmy się wybrać aż trzema samochodami. Każdy z nich był wypełniony po brzegi darami - cieszy się Beata Drużkowska. Jedna z rodzin sprezentowała Budkom komplet nowych mebli, ktoś inny przekazał dwie wersalki, znalazło się też drewno na opał. Do tymczasowego domu Budków trafił też telewizor.
- Nie wiem, jak za to wszystko dziękować - mówiła ze łzami w oczach Krystyna Budek, która razem z mężem opiekuje się dwojgiem wnucząt: 6-letnią Nikolką i 4-letnim Łukaszkiem. Razem z nimi mieszka też ojciec dzieci i 30-letnia, niewidoma córka pani Krystyny. - Bóg nam was zesłał - mówiła do delegacji z bocheńskiej „jedynki” kobieta. Najbardziej ucieszyła się z nowiutkich kołder i poduszek. - W pożarze straciliśmy wszystko, ale teraz w końcu każdy będzie miał się czym przykryć, nie będziemy już marznąć - uśmiechała się.
Chcą wrócić na swoje
Budkowie marzą, by odbudować swój dom. Zdają sobie jednak sprawę z tego, że bez pomocy ludzi dobrej woli nie będzie to możliwe. W tej chwili mieszkają w udostępnionym im na rok niewielkim domu w centrum wioski. Mogą w nim zostać jednakże tylko do grudnia. Później powinni na własną rękę znaleźć dla siebie jakieś cztery kąty.
- Być może z pomocą życzliwych ludzi uda się nam odbudować dom na naszej działce. Wszyscy byśmy tego bardzo chcieli - mówi Jan Budek.
W zorganizowanie pomocy dla rodziny Budków włączyli się:
Dyrekcja SP nr 1 w Bochni, Marian Mikulski, Monika Czesak, Ewa Sokalska-Gabryel, Małgorzata Gazda, Renata Kromer, Anna Zając, Marian Biernat, Jan Kasprzycki, Małgorzata Siemek, Nina Siemek, Stanisława i Bronisław Adamczykowie, Marek Steczyszyn, stanisław Broszkiewicz, Agata Tyrka, Halina Józef, Gabriela Góra, Gabriela i Rafał Wawro,Elżbieta i Zezon Czyżowscy, Teresa, Leszek , paula Mucha, SAbina, Adam Emilia Trojan, Grzegorz Musiał.
Jesienią ub. r. spalił się też dom Moniki Hadały z Jodłówki
Znajomi i przyjaciele, a także osoby z całej Polski pomogły kobiecie samotnie wychowującej dwóch chłopców w trzy miesiące odbudować dom i go wyposażyć. Pani Monika święta Bożego Narodzenia spędziła w nowym budynku, który udało się także częściowo wyposażyć.
Z kolei z pomocą rodzinie Ściborów - pogorzelców z Drwini - pospieszyła gmina.
Samorząd znalazł i opłacił firmę, która odbudowała spalony dom. Sporo robót wykonali też sami poszkodowani. Państwo Ściborowie do swojego domu wrócili jesienią ub. roku.