FLESZ - Cała Polska w strefie czerwonej
Zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z 23 października restauracje, bary i puby zostały zamknięte, a możliwa jest jedynie tylko sprzedaż na wynos i dowóz. Restrykcje mają obowiązywać przez dwa tygodnie, jednak z możliwością ich przedłużenia.
Dla branży gastronomicznej to już drugi lockdown spowodowany pandemią koronawirusa w tym roku, bo sprzedaż na wynos stanowi zaledwie ułamek ich dochodów. Wróciło widmo likwidacji lokali i zwalniania pracowników. Tym bardziej, że na razie rząd nie zapowiedział żadnych rekompensat dla zamykanych lokali.
W branży gastronomicznej w Tarnowie momentalnie zawrzało. Restauratorzy są załamani.
- Z jedzenia na dowóz się nie da wyżyć. Większość z nas prowadzi restauracje bazujące na przyjęciach i imprezach okolicznościowych – przyznaje Janusz Podlasiewicz, właściciel Jani Sushi i Jani Pizza w Tarnowie.
Restauratorzy protestowali na al. Solidarności i ul. Mickiewicza w Tarnowie
W samo południe właściciele restauracji, hoteli, pubów oraz przedstawiciele branży ślubnej i artystów zebrali się przed tarnowską delegaturą Urzędu Wojewódzkiego, by zaprotestować i przedstawić swoje postulaty. W maseczkach z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa spacerowali po przejściach dla pieszych. Przez mikrofon odczytywali postulaty pod adresem rządu, prosili też o wsparcie wojewody.
- Domagamy się między innymi zwolnienie z podatków, ZUS oraz dofinansowanie do wypłat pracowników. W tym momencie nie mamy na to pieniędzy, bo restauracje są zamknięte. Każda ulga czy wsparcie jest dla nas ważne - podkreśla Janusz Podlasiewicz. - Jeżeli lockdown potrwa miesiąc czy dwa, nie będę w stanie utrzymywać pracowników - dodaje.
- Domagamy się sprawiedliwości! Markety, sklepy powierzchniowe działają, a nasze restauracje są zamknięte - mówił Dawid Rzepa z restauracji Soprano.
Organizatorem protestu było Stowarzyszenie „Jemy w Tarnowie”, które prowadzi tarnowski portal do zamawiania jedzenia. Tworzy go większość restauracji z miasta.
