Wobec jesiennego falstartu Górnika zmiana na trenerskim stołku wydawał się być nieunikniona. Brzeszczanie, spadkowicz z okręgówki, w pierwszych czterech meczach nie zdobyli punktu. Tragicznie wygląda też ich bilans bramkowy; dwa gole strzelone i aż dziewięć straconych. - Przypomnę raz jeszcze, że przed meczem derbowym z Jawiszowicami nie było żadnego ultimatum dla trenerów – podkreśla Leszek Kozieł, prezes Górnika. - Nie reagowaliśmy na gorąco po meczu. Trenerzy sami uznali, że drużyna potrzebuje impulsu, bo przecież w kadłubowej oświęcimskiej klasie A wkrótce będzie półmetek jesieni, więc trzeba zacząć odrabiać straty. Najlepiej byłoby w najbliższej kolejce w Podolszu, na boisku rewelacyjnie spisującego się beniaminka. Jesteśmy wdzięczni ustępującym trenerom za wykonaną pracę. Przecież w poprzednim sezonie, kiedy zespół przez plagę kontuzji kadrowo się rozsypał, i na półmetku był pewniakiem do spadku, zdecydowali się go poprowadzić do końca, choć wtedy, dla wyższych celów, też złożyli rezygnację.
W wyborze nowego trenera brzeszczańscy działacze skierowali się na Śląsk. Damian Odrobiński w przeszłości prowadził Sokoła Wola w katowickiej okręgówce. - Chcieliśmy, żeby nowy trener miał też inny warsztat pracy. Wiadomo, że na Śląsku wiele znaczy charakter i nieustępliwość. Jesteśmy skazani na taką walkę, bo wiadomo, że każdy do potyczki przeciwko spadkowiczowi przystępuje podwójnie zmotywowany _– przypomina prezes Kozieł. - _Owszem, mamy trochę inny zespół niż w klasie okręgowej, ale limit błędu już wyczerpaliśmy, biorąc nawet poprawkę na to, że na starcie przyszło nam się potykać z mocnymi ekipami.