A co gdyby zniknął internet? W zasadzie wszystkie dziedziny życia zostałyby sparaliżowane: szpitale, fabryki, szkoły, ministerstwa, urzędy, stacje benzynowe, elektrownie i komunikacja publiczna. To nam nie grozi. W każdym razie, na razie.
Po uszkodzeniu Nord Stream pojawiły się pytania o bezpieczeństwo podmorskich kabli dostarczających dane do naszych komputerów i smartfonów. Zniszczyć je znacznie łatwiej ale też łatwiej naprawić. Ponoć Rosjanie chcą naprawić rury pod Bałtykiem, co ma kosztować pół miliarda dolarów. Naprawa światłowodów byłaby szybsza i tańsza, a sabotaż kilku podmorskich kabli wcale nie oznacza pełnej blokady. Globalny „terrorysta” musiałby wyłączyć co najmniej kilkanaście międzykontynentalnych połączeń światłowodowych. Rzecz niemal niewykonalna.
Warto jednak pamiętać, że 98 % transmisji danych dzieje się poprzez 486 podmorskich kabli, których długość wynosi dzisiaj jakieś 1,5 miliona kilometrów. Nie satelity, a cienkie kable światłowodów obsługują internetowe usługi na ziemi.
Skoro sabotaż jest quasi niemożliwy, to w czym problem?
Krok po kroczku, transoceaniczne autostrady danych zostały zwasalizowane przez GAFAM. [Google, Apple, Facebook, Amazon i Microsoft], zwłaszcza Google i Facebook, pod nową nazwą - Meta. Wektor zależności działa tu w dwie strony: niemal nieograniczone możliwości finansowe tych korporacji umożliwiają inwestycje w infrastrukturę pod oceanami. A kontrolowanie infrastruktury pozwala korporacjom z palcem w nosie wygrywać z konkurencją. I tak, z każdym dniem, świat staje się bardziej uzależniony od Gafam.
Podmorskie kable służyły telekomunikacji od połowy XIX wieku. Szybko zrozumiano, że mają strategiczne znaczenie. Świadomość tego w Europie wygasa. Światowym liderem kablowców – statków potrafiących instalować i naprawiać kable transoceaniczne – jest Francja. Pięć lat temu Paryż włączył francuskie kablowce do „floty strategicznej” podlegającej wymogom bezpieczeństwa narodowego. Ale europejskie umiejętności i zasoby mają się nijak do potęgi Gafam, dla których te firmy są tylko podwykonawcami.
Kontrolujący internet amerykańscy giganci dysponują dziś niebywałą siłą. Także polityczną. Rzadko które państwo jest w stanie się im sprzeciwić, co boleśnie przetestowała Australia. Kilka dni temu Irlandzki Komisarz Ochrony Danych nałożył na spółkę Meta [Facebook i Instagram], 390 mln euro kar za łamanie zasad prywatności. Łącznie to już 910 milionów euro europejskich kar. Marc Zuckerberg ma 3 miesiące na dostosowanie się do unijnego prawa, co zastopuje personalizowanie reklam. Albo się podporządkuje, albo przeniesie batalię na inny poziom, albo poszuka fortelu. Np. uczyni Facebook i Instagram płatnymi.
Jednak problem jest głębszy. Europa jest uzależniona od amerykańskich gigantów bardziej, niż Niemcy były od rosyjskiego gazu. Oczywiście mamy do czynienia z biznesmanami – dżentelmenami, którzy nie wywołują krwawych wojen. Jednak można domniemywać, że w razie kryzysu będą, jak Chińczycy w pandemii, bronili własnych, a nie naszych interesów.
