Dla niewielkiej szkolnej społeczności choroba Liwii była traumą: wszyscy się tu przecież znają. Nie mogli Liwii - i jej rodziców - pozostawić samym sobie, w rozpaczy.
Potrzebne są pieniądze. Sporo pieniędzy. Kto wątpi w istnienie dobrych ludzi, niech zobaczy, jak na Facebooku rozwija się „Aukcja charytatywna - Pomóż LIWII w walce z białaczką”.
Zaangażowały się setki osób. Pełno tam wzruszających ofert. Ktoś wystawia zrobiony przez siebie tort. Ktoś inny oferuje profesjonalne czyszczenie samochodu. Jest „6 talerzy domowych faworków mojej żony, akurat pod karnawał”, a także „ profesjonalny przegląd i czyszczenie kotła gazowego” i voucher na czyszczenie klimatyzacji samochodowej ozonem. „Pani Halinka z Ochojna wykona 100 pierożków z mięsem, świeżutkie lub mrożone, wszystko do ustalenia ze zwycięzcą”...
Licytowane są smakołyki, zabiegi kosmetyczne, sesje fotograficzne, bilety do teatru, obrazy, ręcznie robione mydełka glicerynowe, sówki przytulanki, a nawet talerzyk porcelanowy przekazany na aukcję przez Antonia Tajaniego - przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Jest też masa książek, gier i zabawek, ale też przelot helikopterem.
Tyle zaangażowania i ofiarności wzrusza i porusza. Jestem dumna z mieszkańców Ochojna i całej gminy, bo w akcję włączyli się ludzie z sąsiednich miejscowości. Jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że ta ogromna mobilizacja może się okazać niewystarczająca. Jeżeli ktoś z Państwa chciałaby Liwii pomóc, możliwe jest wsparcie finansowe za pośrednictwem Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba” - tytułem „2037 pomoc dla Liwii Bąk”. Wspólnie, małymi gestami, możemy dokonać cudów.
Jadąc do tej szkoły, mijam peryferie Krakowa i oczom nie wierzę. Przedwiośnie jest okresem, gdy można czarno na białym zobaczyć, co niektórzy mają w głowach. Pobocza - zwłaszcza tam, gdzie w bezpośredniej bliskości nie ma domów - są dosłownie usiane śmieciami, które nasi rodzimi barbarzyńcy wyrzucali całą zimę. Nie chcę opisywać, co widzę, bo Czytelnicy mogą sobie to wyobrazić. Dość powiedzieć, że w pięknym krajobrazie nad Wilgą poniewierają się odpady, z którymi natura nigdy sobie nie poradzi: od pieluch po kawałki zderzaków. To estetyczne i ekologiczne świństwo.
Jak to możliwe, że obok siebie żyją wspaniali, ofiarni ludzie oraz dzicz? Bo przecież ci, którzy robią nam oborę, nie spadli z Marsa. Są gdzieś wśród nas, czują się bezkarni.
I tak, tego samego dnia, miałam dwa radykalnie różne doświadczenia. Zachwyt dobrem i obrzydzenie ordynarnym chamstwem. Od brzegu, do brzegu: najgorsze miesza się u nas z najlepszym. Pozostaje mieć nadzieję, że ludzi dobrej woli jest więcej.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ: