- Jak jeszcze gdzieś się nadzieja tliła na bezpośredni awans, to po tym meczu obiektywnie trzeba sobie powiedzieć, że raczej tych szans nie ma, więc można powiedzieć, że tym remisem oficjalnie wypisaliśmy się z walki o bezpośredni awans. To jest dla nas przykry moment. Nie ma co tego kryć - rozpoczął Alan Uryga.
Piłkarz dodaje też: - Wiadomo, że temat bezpośredniego awansu po słabym w naszym wykonaniu początku sezonu i mimo tej ostatniej serii, dobrego punktowania z trenerem Jopem, to dalej był taki dość odległy, bo goniliśmy czołówkę z bardzo dużą stratą. Dlatego teraz to też nie jest tak, że zamknięty dla nas rozdział bezpośredniego awansu jakoś nas bardzo mocno teraz wytrąci z rytmu. My już od dawna zdawaliśmy sobie sprawę, że pierwszym naszym celem po słabym początku sezonu będzie miejsce w barażach. Chodzi o to, żeby przed nimi zapewnić sobie jak najwyższe miejsce, żeby grać najlepiej te mecze u siebie. I tak do tego podchodzimy. Jest duży niedosyt, że nie udało się w Niecieczy podtrzymać tej serii zwycięstw, bo absolutnie były w tym meczu ku temu możliwości, więc nie pozostaje nam nic innego, jak wyrzucić ten mecz i ten wynik z głowy. I nastawić się teraz w stu procentach już tylko na to, co przed nami, bo myślę, że wszystkie cztery mecze, jakie są przed nami, nie będą łatwe. Dużo pracy przed nami.
Wisła dość łatwo traciła w Niecieczy bramki. Szczególnie pierwszą. Pytany czy to była jedna z podstawowych przyczyn, przez które drużyna z Krakowa tego meczu nie wygrała, Uryga tłumaczy: - Bruk-Bet zdecydował się czekać bardziej na nasze błędy. Zwłaszcza w pierwszej połowie nie chcieli przez większość czasu pressować nas wysoko i grali raczej bezpośrednio, długimi podaniami. Byliśmy jednak na to nastawieni. Wiedzieliśmy, że to jest zespół, który mimo miejsca w tabeli i tego, ile punktów zgromadził, to gra dość bezpośrednią piłkę. Są oczywiście w tym bardzo skuteczni, więc absolutnie nie powiem, że zdobyli tyle punktów przez przypadek. Wiedzieliśmy jednak, jak oni grają i byliśmy na to przygotowani. Rzeczywiście, ta pierwsza bramka mogła nas trochę podłamać, ale plus jest taki, że potrafimy się podnosić wtedy, gdy pierwsi tracimy bramki. Nie spuszczamy głów. Szkoda jednak tym bardziej, że choć wcześniej mieliśmy takie skuteczne comebacki z Chrobrym czy Kotwicą, tym razem nie udało się zakończyć meczu wygraną.
Dopytaliśmy bardziej o szczegóły straty drugiego gola, bo w tym uczestniczył Alan Uryga. Jak to wyglądało z jego perspektywy? Piłkarz Wisły tłumaczy: - Byłem skoncentrowany na piłce. Widziałem, że Bartek Jaroch jest z Zapolnikiem jeden na jeden, że go pilnuje. Skupiłem się zatem, żeby piłkę wybić głową, nie brałem w tej sytuacji pod uwagę bezpośredniej walki z przeciwnikiem. Poszło jednak bardzo dokładne dośrodkowanie nade mną. Czy dało się więcej zrobić? Pewnie, że się dało. Zawsze można więcej zrobić w sytuacjach, w których tracisz bramkę. Począwszy od próby zablokowania dośrodkowania już na boku boiska, poprzez moje wybicie głową już dośrodkowanej piłki, a na większej presji, przeszkodzeniu Zapolnikowi przez Bartka kończąc. Tyle…
Przed Wisłą Kraków teraz jeden z najważniejszych meczów nie tylko obecnego sezonu, ale nawet kilku lat. Wynik spotkania z Wisłą Płock może bowiem zdefiniować, z jakiej pozycji do baraży przystąpią oba zespoły. Dlatego Alan Uryga podkreśla: - Tak jak powiedziałem wcześniej, ja bardziej szykuje się na jeszcze trudniejsze spotkanie niż to w Niecieczy. Wisła Płock ma ostatnio bardzo fajny okres. Też dobrze punktuje. Gramy jednak u siebie i oczywiście gramy o zwycięstwo! Jesteśmy bardzo zdeterminowani. Choć nie wygraliśmy w Niecieczy, kontynuujemy serię bez porażki. Dlatego dalej pozytywnie patrzymy w przyszłość. Jesteśmy rozpędzeni, ale wiemy, że ten najbliższy mecz będzie dużo ważył. Jak zresztą wszystkie najbliższe. Za moment będą finalne rozstrzygnięcia jeśli chodzi o układ w tabeli. Każdy punkt jest na wagę złota. Wszyscy są zdeterminowani. Nikt nie ma jeszcze pewnych baraży, więc trzeba zrobić wszystko, żeby Płock w najbliższej kolejce może już nawet minąć.
W meczu z Bruk-Betem Termalicą nie mógł zagrać z powodu kartek James Igbekeme. Padło zatem do kapitana Wisły Kraków pytanie czy jego brak był dużym problemem dla zespołu. Uryga odpowiedział: - Powiem w taki sposób, że tak, bo James jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale też trzeba sobie szczerze powiedzieć, że rywalizacja w środku pola jest w naszej drużynie obecnie na wysokim poziomie. Mamy zmienników, którzy ten poziom są w stanie udźwignąć. I wydaje mi się, że „Dudi” w tym meczu też to zrobił.
Nieskuteczność czy niedokładne podania. Co zdecydowało o tym, że Wisła ostatecznie w Niecieczy nie przechyliła szali wygranej na swoją stronę? Alan Uryga na koniec mówi: - Pewnie jedno i drugie. Może to nie był mecz, w którym mieliśmy bardzo dużo stuprocentowych sytuacji, ale mieliśmy ich zdecydowanie więcej niż przeciwnik. I można było więcej wycisnąć z niektórych akcji w polu karnym. Szkoda przede wszystkim, że nie padła ta trzecia bramka po wyrównaniu na 2:2, bo było jeszcze trochę czasu, a Bruk-Bet sprawiał wrażenie lekko oszołomionego i robił wszystko, żeby ten remis „dowieźć”. Z tego, co słyszałem, byli bardzo zadowoleni z tego wyniku, więc końcówka meczu tak wyglądała, że robili wszystko, żeby przede wszystkim utrzymać ten remis.
