No, chyba że pomysł z czczeniem w 2013 roku pamięci Edwarda Gierka to element trwającego karnawału, taka heca, jajo, jak hipsterska moda na socrealizm - wtedy excusez le mot, ale gdy tak patrzę w oczy towarzyszy z SLD, to wesołych ogników w nich nie widzę. Widać je tylko u Leszka Millera, ale to pewnie dlatego, że doczekał się w partii młodych działaczy, którzy gotowi są stać - gorliwie niczym dawni członkowie PZPR - na straży honoru Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, której w naszej historii niesłusznie, jak rozumują w SLD, przypisuje się niewdzięczną rolę wyłącznie czarnej karty.
- Chcemy odkłamać Gierka - oświadczył z dumą Dariusz Joński, rzecznik SLD. Rocznik 1979, młodszy ode mnie o cztery lata, ale co nieco z dzieciństwa powinien pamiętać. Bo nie z podręczników, do nich Joński ma ciężką rękę - to ten sam, który na pytanie, kiedy było Powstanie Warszawskie, odpowiedział, że w 1988 roku. Ale pal sześć wiedzę, na pamięci można przecież bazować, doświadczenia, nawet te pierwsze, budują nasz światopogląd. Jednak nie u wszystkich, jak widać. Do tej pory wydawało mi się, że dla dzisiejszych 30-40-latków, którzy komuny dotknęli jako dzieci, dla tego pierwszego - mojego - pokolenia, które liceum i studia zaliczało już w wolnej Polsce, miejsca na PRL-owskie sentymenty nie będzie. Co najwyżej w warstwie emocjonalnej - bo dzieciństwo, bo koledzy, bo wspomnienia. Wiadomo. Ale na to, że ktoś będzie chciał "odkłamywać" jednego z PZPR-owskich kacyków, przyjaciela ZSRR i Leonida Breżniewa (ach, ten słynny pocałunek w usta), raczej bym nie wpadł. Gierek może i miał za uszami mniej niż inni (choć pacyfikacja strajków w Radomiu i Ursusie to wcale nie tak mało), modernizował kraj i w ogóle był ludzkim panem, ale pomysł SLD jest jak próba ogłoszenia świętym nadzorcy niewolników, tylko dlatego, że rzadziej niż inni używał bata i wyremontował czworaki. A idea pączkuje, rozrasta się z godziny na godzinę. Właśnie usłyszałem, że w Warszawie radni SLD chcą nazwać imieniem Gierka rondo. Aż chce się zanucić Maleńczuka, który w 1993 roku, po zwycięstwie komunistów w wyborach parlamentarnych, śpiewał "znów powróciłaś stara dziwko".
W inicjatywach Sojuszu czuć oczywiście nie tylko tęsknotę za gierkowskimi czasami, lecz przede wszystkim chęć ubicia politycznego interesu. Gierek nieodmiennie wzbudza w Polsce pozytywne skojarzenia - bo mieszkania, bo meblościanka, bo banany w sklepach - a to kapitał do wykorzystania. Wiąże się z tym - poza wnioskiem, że kondycja intelektualna Polaków pozostawia wiele do życzenia - dla jednych smutna, dla innych radosna konstatacja, że w Polsce lewica istnieje tylko z nazwy. Ruch Palikota to efemeryda, a SLD flekuje się do roli partii wyrosłej z PRL i bełkoczącej o wielkim Polaku Gierku. To, że Miller się przed tym nie broni, jest zrozumiałe - może nawet jest zadowolony, że młodzi politycy SLD chcą rozjaśniać mroki Polski Ludowej, której w latach 80. on był ważną częścią. Ale co jest z tymi młodymi? Urządzają im tam regularne pranie mózgów? Zamiast mówić coś o, dajmy na to, dążeniu do powielenia w Polsce modelu szwedzkiego, ustawiają się w roli postkomunistów i postulatorów procesu beatyfikacyjnego bonza z PZPR. I tu pocieszenie dla wszystkich, którzy dobrze im nie życzą: czuję, że gra na Gierka im coś da. Kopa w... I pa-pa.
Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!