Inaczej Włodziemierz Sztyk z krakowskiego stowarzyszenia Grupy Inicjatywnej Obrony Praw Spółdzielni Mieszkaniowych, który apeluje do mieszkańców, by niczego bezmyślnie nie podpisywali, bo - jak twierdzi - projekt jest niekorzystny dla lokatorów.
- To ograniczy nasze prawa i umocni pozycję związków rewizyjnych spółdzielni, które stworzyły ten chytry plan - mówi pan Włodzimierz. Miał nadzieję, że uda mu się uświadomić spółdzielców podczas ostatniego walnego zgromadzenia członków. Niestety, nie został nawet wpuszczony do sali obrad.
- Prezes spółdzielni stwierdził, że szkodzę interesom mieszkaniówki. Uznał, że jako mąż właścicielki lokalu nie mam prawa uczesniczyć w takich spotkaniach - żali się pan Włodzimierz. Doskonale wie, że to bezprawne. - Zgodnie z prawem spółdzielczym, każdy jej członek może korzystać z pomocy prawnika lub eksperta. Osoba towarzysząca nie może jedynie zabierać głosu - tłumaczy Marek Niechwiej, prawnik z Chrzanowa.
Tymczasem pan Włodzimierz z niepokojem wertuje strony projektu ustawy.
- To powrót do PRL - ocenia. Najbardziej nie podoba mu się punkt, który mówi o zebraniach przedstawicieli członków, jako najwyższego organu spółdzielni mieszkaniowej.
- Dopiero nowelizacja ustawy z 2007 roku pozwoliła lokatorom współdecydować o sprawach spółdzielni. Teraz chcą nam to prawo odebać - martwi się Włodziemierz Sztyk.
Za pośrednictwem "Gazety Krakowskiej" prosi wszystkich spółdzielców, by nie podpisywali projektu ustawy.
Aleksander Biegacz, prezes Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej w Chrzanowie, nie zechciał rozwiać obaw pana Włodzimierza. Nie odbierał naszych telefonów.