https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cisza. Tyle jest w Krakowie ciekawszych historii...

Piotr Barejka
KL Plaszow. 180 baraków i budynków. Niewolnicza praca i miejsce mordu. Nie można o tym zapomnieć, choć po tych budowlach ślad nie został
KL Plaszow. 180 baraków i budynków. Niewolnicza praca i miejsce mordu. Nie można o tym zapomnieć, choć po tych budowlach ślad nie został
- Okrutny KL „Płaszów” został wymazany z powierzchni Ziemi, pozostał on tylko wyryty we wspomnieniach jego ofiar - pisał Józef Bau, polsko-izraelski poeta, malarz i fotograf, więzień Płaszowa, jeden z tych nielicznych, którzy przeżyli dzięki wpisowi na listę Schindlera. Piotr Barejka prowadzi nas tam, gdzie stał obóz, a według Józefa Bau: „model piekła”.

Chrzęst żwiru pod stopami przerywa głuchą ciszę. Szerokie wzgórze rysuje falistą linię horyzontu i opada w dół łagodnym stokiem. Na jego środku zarysowuje się wysypana żwirem polana. Mały jamnik przebiega przez ścieżkę. Przechodzi mężczyzna pchając dziecięcy wózek. Mijają tablicę: „Szanowni Państwo, wchodzicie na teren byłego obozu koncentracyjnego „Płaszów”. Prosimy o zachowanie zgodne z powagą tego miejsca”.

Przed tablicą wyrasta osiedle mieszkaniowe. Kolorowe bloki, place zabaw i trochę zieleni. Tania odzież, sklep monopolowy i siłownia. Nieco dalej tramwaje suną z łoskotem po torowisku na ulicy Wielickiej. Ludzie przebiegają przez jezdnię goniąc odjeżdżające wagony. Miejska kakofonia.

Wtedy wzdłuż ulicy Wielickiej ciągnęło się ogrodzenie z drutu kolczastego. Wysokie na trzy metry, pod napięciem, usiane wieżami strażniczymi. Na tych wyższych, ośmiometrowych, służbę pełnili wartownicy z karabinami maszynowymi. Dochodziło wściekłe ujadanie wytresowanych do zabijania psów. Dwa rzędy drutu kolczastego rozpościerały się na długości czterech kilometrów. Okalały cały teren obozu koncentracyjnego KL Plaszow. Dziś nie ma po nim śladu. Gdzieś w krzakach kryją się ścieżki wartowników.

Kolorowy blok mieszkalny wybudowano tam, gdzie wtedy stały piętrowe niemieckie koszary. Wznosili je więźniowie. Zimą, przy trzaskającym mrozie, padającym śniegu i porywistym wietrze. Wielu nie przetrwało morderczej pracy. Po koszarach nie ma już śladu. Na ich miejscu toczy się codzienne życie.

W krzakach niszczeje opuszczony budynek pokryty bohomazami. We wnętrzu rzędy pustych butelek po piwie stoją w szeregu pod ścianą. Wtedy odchodziły stąd zatłoczone bydlęce wagony. Gdy Niemcy likwidowali obóz, więźniów ewakuowano na śmierć. Do Auschwitz, do Mauthausen. Opuszczony budynek to dawna rampa kolejowa.

No, był ten obóz

- Obóz był tutaj, tam były baraki więźniów... - starsza kobieta pokazuje połacie trawy.

Żwirową ścieżką przechadza się mężczyzna z psem. Idzie wzdłuż placu apelowego. Mija fundamenty obozowej ślusarni i blacharni ukryte w wysokiej trawie.

- Nie wczuwałem się nigdy w historię tego miejsca.

- Ale wie pan, co tutaj było?

- No, był ten obóz... Teraz to taki trochę wybiegowy teren. Przywołuje psa.

- Wie pan - kontynuuje - w Polsce wszędzie ktoś mógł gdzieś zginąć. Plac apelowy wysypali żwirem. Wtedy stały tu baraki. W każdym kilkaset osób.

Więźniowie tłoczyli się w budynkach długich na czterdzieści metrów i szerokich na dziesięć. Bez światła, ogrzewania i urządzeń sanitarnych. Spali na trzypiętrowych, drewnianych pryczach. Ustawionych ciasno, rzędy dzieliło siedemdziesiąt centymetrów. Żwirową ścieżką spaceruje para młodych ludzi.

Wtedy maszerowaliby wzdłuż drutu kolczastego, nieopodal placu apelowego, na którym codziennie zbierali się więźniowie. Odbywały się selekcje i egzekucje. Gdy Amon Göth wchodził na plac w białym szalu, więźniowie wiedzieli, że komendant jest w nastroju do zabijania.

- Na sankach zjeżdżaliśmy spod pomnika. Potem się mama kapnęła, że tu był obóz, że tam gdzie jej córka się ślizga, tam umierali ludzie - mówi kobieta. - Przyzwyczajasz się? - Dwadzieścia pięć lat żyję tutaj. Ja już to miejsce traktuję jak moje podwórko, gdzie się bawiłam, gdy byłam mała. - Powinno być, jak jest?

- To przywraca to miejsce do życia. Dobrze, że nie jest zapuszczonym miejscem zapomnienia. Mamy taki jeden skansen w Oświęcimiu. Znam ludzi z Oświęcimia, którzy nienawidzą mówić, że biorą pociąg do Oświęcimia. To brzmi dziwnie. A tam ludzie sobie po prostu imprezują, mają własne życie.

Wtedy na szczyt wzgórza goniono więźniów obozu. Karabin maszynowy zmiatał ich do wykopanego grobu. Sterty ciał zasypywano ziemią i wapnem. Słońce schowało się za wzniesieniem. Ciszę mąci szum samochodów mknących ulicą. - Sto lat, sto lat... - niesie się chóralny śpiew. Dochodzi gdzieś ze wzgórza.

Niemcy pieczołowicie rozebrali wszystkie budynki, usunęli groby masowe, by ciała zabitych spalić na stosie. Prochy rozsypali po okolicy. Mrok. Płaszów pogrąża się w ciemności. Wtedy teren obozu oświetlały silne reflektory. - Niech żyje nam!

Robota jak robota

Wzdłuż przystrzyżonych żywopłotów, psów szczekających na przechodnia, przejeżdżają z rzadka samochody. Ulica z obydwu stron otoczona jest jednorodzinnymi domami. Balkonowe balustrady zdobią kolorowe kwiaty. Krzyki dzieci dochodzą z ogrodu prywatnego przedszkola. Wtedy wzdłuż ulicy stały wille oficerów SS.

Rząd zadbanych ogródków przerywa porośnięta wokół wysoką trawą opuszczona willa. Dach pokrywa powyginana blacha i czerniejąca ze starości dachówka. Za oknami mieni się martwa pustka. Dwoje przechodniów przystaje. Wyjmują aparat fotograficzny, utrwalają obraz zrujnowanej fasady, idą dalej.

Wtedy willa tętniła życiem. Zakrapiane alkoholem przyjęcia, stoły zastawione wykwintnymi daniami. Bywał w niej Oscar Schindler. Należała do Amona Götha, komendanta obozu. Umorusani tynkiem robotnicy wynoszą z jej wnętrza gruz, który z hukiem przerzucają do kontenera, wzniecając chmury kurzu.

- Wiedzą panowie co tutaj było?

- Znamy trochę historię.

- I?

- Robota jak robota.

- Co tu będzie?

- Renowację robimy. Pan zobaczy.

Otwierają furtkę. Prowadzą do wejścia.

Na podłodze gruz i kurz. Obłupane z tynku ściany odsłaniają nagie cegły. Wtedy w pokoju stał duży stół, wokół którego siedzieli SS-mani. Podczas przyjęć zastawiano go bogato. Nie brakowało pięknych kobiet. Nieopodal wycieńczeni więźniowie pracowali na nocnej zmianie.

Willę urządzono w wiedeńskim stylu, z przepychem, artystycznymi zdobieniami. Ruth, partnerka Amona, przechadzała się między pokojami z maseczką kosmetyczną na twarzy. Podeszwy butów odciskują ślady w grubej warstwie kurzu. Pomieszczenia są puste.

Lekko uchylone drzwi prowadzą do ogrodu. Biała farba odchodzi od ich powierzchni. Szyby zastąpiono dyktą. Chwasty wyrastają spomiędzy betonowych płyt na ganku. Niegdyś lśniącą elewację oszpeciły gęste skupiska zacieków i plam. Powyginana balustrada oddziela willę od gąszczu porastającego ogród.

Wtedy w ogrodzie chodziły dwa duże dogi. Jeden biały w czarne plamy, wabił się Ralph. Drugi, brązowy, Rolph. Oba wyszkolone do zagryzania i zabijania więźniów.

Pokój z widokiem na plac

Na wyższej kondygnacji unosi się zapach świeżej farby. Ściany jednego pokoju pokryto już warstwą nowego koloru. Niedawno willa przeszła w ręce nowego właściciela. Planuje on urządzić w jej wnętrzach apartamenty.

Szary Dom przetrwał nienaruszony. Stoi na samym początku ścieżki prowadzącej w głąb pustki. Jest granicą pomiędzy terenem, gdzie historię zabudowano budynkami mieszkalnymi, a miejscem, w którym porasta ją wysoka trawa i gąszcz krzewów.

- Nie znam jego historii. Zabytków tyle jest ciekawszych w Krakowie, że tym się nie interesowano - mówi mężczyzna z psem.

Dom stoi samotnie, odsunięty od kolorowych bloków nowego osiedla.

- Tutaj są ślady po kulach... - opowiada jedna z lokatorek, wskazując fragment ściany nad drzwiami wejściowymi.

Trzy kondygnacje wieńczy blaszany dach. Wyglądają z niego okna lokali umieszczonych na ostatnim piętrze. Pod nimi dwa rzędy białych okiennic pierwszej i drugiej kondygnacji. Niżej, z poziomu gruntu, wyłaniają się lufciki piwnic osłonięte powykręcanymi drutami krat. Całość wygląda smętnie. Na rogu tabliczka z adresem - Jerozolimska 3.

W oknach Szarego Domu wiszą firanki, na parapetach stoją kwiaty. Masywne ściany skrywają między sobą dwanaście mieszkań. Dochodzą odgłosy grającego telewizora i rozmów. Mieszkańcy części domu budzą się z widokiem na dawny plac apelowy. Klatka schodowa została niedawno odmalowana w kolorze stonowanej żółci. Ciemniejszej na dole i jaśniejszej na górze. Pod kilkoma warstwami farby kryje się ta, którą nałożono na ściany w czasie wojny.

Drzwi na parterze uchyla trzydziestoletnia kobieta, obok niej przemyka kot. Wnętrze mieszkania jest malutkie. Rzeczy porozrzucane są na podłodze. W jednym z pomieszczeń leży sztaluga. Widok z okna rozpościera się na dawny plac apelowy.

- Ja nie bardzo znam historię tego domu

- Nic pani nie wie?

Kobieta wychodzi przed próg i zamyka za sobą drzwi. - Coś tam, piąte przez dziesiąte. Szczerze mówiąc, nie wnikam jakoś specjalnie. Kot próbuje dostać się do sąsiedniego mieszkania. Mieszka tam przyjaciółka Pierwszej Lokatorki. Również właścicielka kota. Oba stworzenia uwielbiają oddawać się uciesze wspólnych zabaw.

- Wiem, że mieszkali tutaj SS-mani, a na dole katownia była. Mnie to nie robi zupełnie różnicy. Pod warunkiem, że mnie nie straszy. Właśnie kota tutaj przetestowaliśmy, bo koty podobno widzą więcej.

- I nic nie zobaczyły koty?

- Nic nie zobaczyły.

„W piwnicy mieściło się więzienie - i to nie zwykłe więzienie, tylko prawdziwe podziemne kazamaty tortur”. J. Bau

Kamienne schody prowadzą na następne piętro. Wzdłuż nich ciągnie się drewniana poręcz osadzona na zdobionej, metalowej balustradzie. Ponoć niezmienionej od czasów wojny. U sąsiadki trwa przyjęcie. Dziś lepiej do niej nie pukać - mówiła jedna z lokatorek.

Wtedy pomiędzy placem apelowym a Szarym Domem stało sześć męskich baraków. Dalej dziesięć kolejnych. Część mieszkalną okalał drut kolczasty. Szary Dom był kilka kroków od niej. Żwirową dzisiaj ścieżką trzeba było podejść pod łagodne wzniesienie. Mijało się budynek obozowej administracji. Przygotowywano w nim spisy więźniów przeznaczonych do stracenia. Z drugiej strony Szary Dom sąsiadował z koszarami. Tuż obok niego stała hala przedpogrzebowa. Podczas budowy obozu przerobiono ją na stajnię, a w późniejszym okresie, gdy nie była już potrzebna, zniszczono.

Odgłos grającego telewizora dobiega z mieszkania na pierwszym piętrze. Drzwi się uchylają. Wygląda zza nich starsza kobieta.

- Nikogo to nie interesuje. Miałam sąsiada, który mieszkał tu kilkanaście lat i mówił: - A co mnie to obchodzi! Pier... Żydzi! Przeważnie mieszkali pijacy i złodzieje. Takie towarzystwo miałam - opowiada. - Ja jeszcze przywiązuję do tej historii wagę. Jak przyjeżdżają Żydzi to wychodzę, rozmawiam z nimi. Miałam w ogródku róże, to ucinałam dziewczynom.

„Był tutaj karcer, bardzo ciasny, podobny do szczelnie zamkniętej szafy i przystosowany tylko do stania. Był tu też karcer nadający się tylko do leżenia, tak że wpychało się człowieka głową do przodu”. J. Bau

- Opowiadał mi też Żyd jak prowadził Amon Żydówkę, śmiał się. Ona miała dziecko na ręce. Dziecko uderzył w głowę kolbą, a ją zastrzelił. Tak się zachowywał Amon Göth. On mieszkał na Hetmana 22.

Wtedy próg Szarego Domu przekraczali SS-mani:

Edmund Zdrojewski. Bezwzględny morderca.

Zabijał na zawołanie komendanta. Przypisano mu dokonanie kilkuset egzekucji. Znęcał się nad więźniami za najbłahsze przewinienia. Na rozkaz komendanta obozu zabił swoją żydowską kochankę. Skazany na karę śmierci.

Lorenz Landstorfer. Postrach więźniów.

Sadysta. Więźniowe tracili wzrok od uderzeń jego pejcza. Skazany na karę śmierci.

Ferdinand Glaser. Zwany „hurtownikiem śmierci”.

Pieczołowicie przygotowywał się do wykonywanych egzekucji. Więźniów ustawiał w figury geometryczne przed rozstrzelaniem. Skazany na karę śmierci.

Albert Hujar. Brał udział w likwidacji getta, gdzie zabijał leżących w łóżkach pacjentów szpitala. Osobiście dokonywał egzekucji na górce. Więźniowie nazwali ją od jego nazwiska.

Swoje biuro miał tu Amon Göth. Stąd strzelał do więźniów pracujących nieopodal.

- Na rogu domu jest takie małe okienko - druga lokatorka wskazuje palcem w podłogę - tam była piwnica, gdzie trzymali więźniów.

- A teraz... co tam jest?

- Komórki lokatorskie. Piwnicę już zamykamy, bo bezdomni w niej sypiali.

Fotokomórka zainstalowana na klatce schodowej zapala światło na kolejnym piętrze. Drzwi otwiera starsza kobieta. Trzecia lokatorka wskazuje na wejście do mieszkania obok.

- Tam mieszkał generał SS - mówi. Dziś mieszkanie stoi puste. Podobnie jak dwa inne lokale na parterze. - Już poumierali ci ludzie, co bardzo, bardzo długo tutaj mieszkali. Wszystkie mieszkania są teraz wynajmowane. Każdy sobie wynajmuje na rok, na dwa, na trzy lata i odchodzą - mówi.

Kobieta wychodzi przed próg swojego mieszkania. Obok drzwi stoi drewniana szafka. Otwiera i wyjmuje z niej sportowe buty.

- Pan pozwoli - zaczyna iść w stronę schodów.

Za drzwiami piwnic

„Były tu też cele wilgotne, ciemne i zamknięte na kilka spustów, z małą zasuwką na drzwiach, do podawania wody.” J.Bau

Schodzimy na dół domu. Drzwi wejściowe do domu uchyla starszy mężczyzna palący papierosa. Mąż trzeciej lokatorki. Wychodzimy przed budynek. Po lewej stronie od frontowych drzwi elewacja jest wyraźnie nowa.

- Jak zrobili rynny, to wszystko tutaj ciekło. Cały tynk odpadł. Więc zrobili na nowo - tłumaczy mężczyzna.

- I zamalowali też napisy - dodaje kobieta.

- Jakie napisy?

- Żydzi do gazu - ktoś nabazgrał.

Stajemy przed drzwiami, za którymi kryją się piwnice, w których przetrzymywano i katowano więźniów.

- Pan pozwoli. Tutaj proszę... - kobieta wskazuje odnogę korytarza prowadzącą w prawo. Kończy się ona samotną piwnicą.

Jej wnętrze oświetlone jest bladym światłem. Na podłodze walają się śmieci, szczątki pieca kaflowego, gruz. Kobieta pokazuje ścianę z wyrytymi napisami. W czasach wojny oraz po niej, gdy Sowieci wykorzystywali piwnice do tych samych celów. - Historia taka jest. Zbiera kości jednych i zostawia na górze kości następnych - mówiła pierwsza lokatorka.

***

Obóz ,,Płaszów” - niemiecki obóz pracy przymusowej, przekształcony w obóz koncentracyjny dla ludności żydowskiej ze zlikwidowanego 14 marca 1943 getta, na terenie podkrakowskich gmin Podgórze i Wola Duchacka. Powstał jesienią 1942 na terenach dwóch żydowskich cmentarzy z 1887 i 1932, przy ul. Abrahama 3 i przy ul. Jerozolimskiej 25.Dokonywano tu również masowych egzekucji więźniów, m.in. z podległego gestapo krakowskiego więzienia Montelupich. Teren obozu rozrósł się do 80 hektarów, a liczba więźniów z początkowych dwóch tysięcy osiągnęła 25 tysięcy, mieszkających w 180 różnego rodzaju budynkach i barakach.

Wystawa fotograficzna
„Synteza”, autor Piotr Barejka. To opowieść o przemijaniu, zapomnieniu i przemianie terenu KL ,,Płaszów”. Ślady historii mieszają się z codziennością mieszkańców, współczesną zabudową, zarastają chaszczami. Wernisaż: 20 listopada, godz. 18:00 w Artefakt Cafe (Kraków, ul. Dajwór 3).

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

K
Krakus
Co za nostalgiczna opowiastka autor z tesknota wspomina stare czasy moze odrestauruje ten oboz i bedzie nastepny do kolekcji "polski" malo nam oswiecimia? rzygac sie chce tymi waszymi holokaustami
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska