MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Co robić w listopadzie przed telewizorem

Zbigniew Bauer
fot. archiwum Polskapresse
Przez cały tydzień miałem nieodparte wrażenie, że spora część mediów odczuwa kaca, bowiem 11 listopada w gruncie rzeczy nic szczególnie straszliwego w Warszawie się nie wydarzyło. Ot, zadyma, jakich widywaliśmy sporo, i rację mają socjologowie, którzy zauważają, że młodzi są krewcy i rwą się do nawalania z policją wszędzie, jak świat długi i szeroki.

Mają rację i ci, którzy ostrzegają, że rozmaite przejawy moralnego wzmożenia i patriotycznych uniesień bardzo łatwo przekształcają się w ruchy groźne i dają przykład Niemiec z lat 30. ubiegłego stulecia. Straszą Haiderem, Jobbikiem i innymi nieciekawymi dowodami, iż Europa wkracza w fazę odradzania się nacjonalizmu. Tworzy się w ten sposób - a raczej wzmacnia - rodzaj informacyjnej mgły, przy której ta smoleńska wygląda na przelotne zamglenie.

Mgła informacyjna ma to do siebie, że żaden wiatr jej nie rozwieje, ona może jedynie gęstnieć. Zapewne udałoby się w niej zainstalować jakiś system, jakiś ILS, który w zamęcie zawołałby: "Pull up! Pull up!". Mogłyby być nim media; niestety - one wolą tumanić i przestraszać, o śmieszeniu nawet nie wspominam. Nic dziwnego, że na rozpaczliwe krzyki ILS odpowiada im z ciemności jedynie: "Oj, tam! Oj, tam!".

Skoro apokaliptyczne wizje roztaczane przed narodowym świętem się nie spełniły, warto było poszukać jakiejś rekompensaty. Tę znaleziono w nieszczęsnej publikacji w "Rzepie", w nieobecności premiera na prezydenckim marszu (jego miejsce zajął, co było kąskiem smakowitym, Roman Giertych), w nieobecności prezesa w marszu bynajmniej nieprezydenckim oraz w deklaracjach, jakie wygłoszono ustami Artura Zawiszy.

Można także polegać na magistrze Kazimierze Szczuce, czego dowiodła w programie Tomasza Lisa, nazywając oblicze Zawiszy "faszystowską mordą", której nie może on sobie wycierać bezkarnie imieniem ojca sławnej feministki. Ta "faszystowska morda" nie zniechęciła prowadzącego program, mimo że Zawisza sugerował, iż pokazywane przez Lisa materiały reporterskie z ulic Warszawy mają taką samą wartość jak ewentualne uwiecznienie w telewizji chwil, gdy Lis robi w toalecie siusiu.

Kiedy jeszcze dodamy - ogrywane na rozmaite sposoby - wystąpienie niezawodnego Janusza Palikota zawierające stwierdzenie, iż miejsce wybitnych osobistości z PiS jest pod celą, a nie w sejmowej sali, będziemy wiedzieć, czym żyły polskie media w drugim listopadowym tygodniu. Zapewne telewizje, radia i gazety dostarczą nam takich samych radości w tygodniach następnych. I tak do Wigilii, a może nawet dzień dłużej.

Można jedynie żywić nadzieję, że Majowie się jednak nie pomylili. Można też żywić nadzieję, że nie wszystko zginęło w tumanie, gdyż ulica - jak zwykle - potrafi zachować zdrowy rozsądek. Potrafi, gdyż opowiada o Putinie i Tusku spacerujących sobie po sopockim molo: ten pierwszy bierze tego drugiego pod łokieć i mówi: "Sryle - trotyle! Powiedz lepiej, co słychać u mamy Madzi".

Autor jest medioznawcą, publicystą, kulturoznawcą, profesorem UP.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska