Z powodu tej przypadłości ma poważne kłopoty z rozrodem. Płazy rozmnażają się w słodkiej wodzie i chcąc nie chcąc salamandra choć na krótką musi chwilę zanurzyć ciało w zbiorniku spełniającej wysublimowane warunki.
Ma być płytko, bez najsłabszego prądu wody. Kałuża czy rozlewisko musi przetrwać letnie upały. Po ostatnich deszczach wypatrzyłem kilka salamandr podążających zdecydowanie w tym samym kierunku. Do leśnego strumyczka, który ledwo sączył się pomiędzy kamieniami. Idealne miejsce na wydanie potomstwa. Z jednym wyjątkiem: brakowało jedzenia.
Larwy salamandry są drapieżne. Polują na wszystkich mniejszych od siebie mieszkańców wody. Tym razem niczego w wodnej toni nie wypatrzyłem. Na wszystko jest sposób, czyli kanibalizm. Rodzeństwo bacznie pływa wokół siebie. Ten, komu dopisze szczęście i coś tam sobie skubnie, urośnie. Większy zacznie bacznie spoglądać na towarzystwo. Liczyć, mierzyć, ważyć. Zmieści się do paszczy, czy jeszcze nie. Żadnej litości: mniejszy braciszek czy siostra to tylko smakowity kąsek.
