Próbuję się rozeznać sięgając do Le Monde. Wybór nieprzypadkowy: to gazeta mainstremowa o profilu liberalno-lewicowym, jednakże dbająca o opinię tytułu poważnego. Pisuje tam Piotr Smolar, którego artykuł o amerykańsko-ukraińskiej umowie "mineralnej" zwrócił moją uwagę.
Wstępne wersje umowy były piętnowane za "neokolonializm", a analiz umowy ostatecznej brakowało. A jest o czym rozmawiać. Oczywiście pod warunkiem, że eksploatacja metali ziem rzadkich okaże się możliwa i opłacalna. Zdaniem Le Monde, amerykańsko-ukraińska umowa zabezpiecza interesy obu stron. Istotny też jest punkt: „żadne państwo ani osoba finansujący lub wspierający rosyjską machinę wojenną nie będą mogły odnieść korzyści z odbudowy Ukrainy”. Wygląda to dobrze, przynajmniej w teorii.
W innych tekstach szukam analiz efektu sankcji. Znajduję łatwo weryfikowalne dane. W roku 2024 deficyt budżetowy Rosji sięgnął 1,7% PKB, czyli ok. 35 miliardów dolarów. Był niższy niż w roku poprzednim. W tym samym roku deficyt budżetu federalnego w USA wyniósł 1,8 biliona dolarów, czyli 6,4% PKB. Z kolei deficyt Francji sięgnął aż 5,8% PKB, czyli 170 miliardów euro.
To zestawienie szokuje. Jednak proste porównania mogą wieść na manowce. Inne będą skutki zadłużenia skromnej rodziny i milionera. Stany Zjednoczone jako ekonomiczny gigant, mogą sobie pozwolić na więcej. Dysponują też jokerem w postaci dolara pełniącego rolę waluty międzynarodowej i referencyjnej, co sprawia, że mogą dyktować warunki. Dlatego celem państw BRICS – organizacji założonej przez Brazylię, Rosję, Indie i Chiny - jest „dedolaryzacja”. Jednak ani chiński juan, ani tym bardziej rubel, dolara jeszcze nie zastąpiły.
Nie udało się też zastąpić dolara euro. Christine Lagarde, szefowa Europejskiego Banku Centralnego przekonuje, że teraz "otwierają się możliwości zwiększenia międzynarodowej roli euro”. Na razie tylko 20 proc. światowych rezerw walutowych jest przechowywanych w euro, a 60% w dolarach.Dlatego potężnie zadłużone państwa Unii są w realnych opałach.

Pozostałe
Jakim jednak cudem - mimo wojny i sankcji - skumulowany dług Rosji wynosi zaledwie 18% PKB, podczas gdy dług Francji to 110% jej PKB? Putin gromadził finansowe zapasy od 20 lat. Kreml dbał o nadwyżki na różne sposoby, pilnując by wartość eksportu regularnie przewyższała import. Ta poduszka finansowa pozwoliła Rosji zamortyzować cios, jakim było ograniczenie sprzedaży paliw do Europy. Dziś Rosja nadal sprzedaje paliwa do państw, które nie przyłączyły się do sankcji. Nie tylko Chiny. Rosyjskie tankowce korzystają z portów w Indiach i ropa płynie w świat. Jest za co finansować wojnę i jeszcze zostaje "na waciki".
W minionym roku w Rosji zbudowano 110 milionów metrów kwadratowych mieszkań. Więcej niż kiedykolwiek wcześniej. To pozwala opozycyjnemu analitykowi żyjącemu na emigracji stawiać na łamach Le Monde zastanawiającą tezę. Otóż Dimitri Niekrasow twierdzi, że rosyjska gospodarka należy dziś do najbardziej stabilnych gospodarek G20.
Trzeba to jednak opatrzeć dwiema uwagami. Historia uczy, że recesja pojawia się nie podczas wojny, lecz po jej zakończeniu. Np. PKB amerykański stracił prawie 12% , ale dopiero w roku 1946. Uwaga druga: Putinowi zabraknie środków, kiedy cena ropy spadnie do 50 dolarów za baryłkę.
Kiedy więc Donald Trump umizguje się do arabskich szejków trzymających cugle OPEC, to chyba wie co robi. Bo cena ropy nurkuje; od stycznia aż o 17%, i wynosi teraz ok. 60 dolarów za baryłkę, czego możemy nie zauważać, bo nasze stacje benzynowe słabo podążają za zniżkowym trendem. Jednakdla Rosji sytuacja robi się niekomfortowa. Zaś obniżka cen do 50 dolarów byłaby dla Kremla katastrofą.