Spełnione założenia

Przed sezonem celem dla „Pasów” była pierwsza ósemka w tabeli. Nie było wiadomo, czy nowy zespół, który, przypomnijmy, w poprzednich rozgrywkach bronił się przed spadkiem i zapewnił sobie byt dopiero na kolejkę przed końcem, podoła. Misję powierzono ratownikowi, czyli Dawidowi Kroczkowi, który miał udaną wiosnę, ale jeszcze dość małe doświadczenie – 7 meczów w ekstraklasie. Dokonano kilku transferów i „Pasy” zaskoczyły. Wygrane na początku rozgrywek dały bardzo wysokie miejsce w tabeli – krakowianie byli wiceliderem, plasowali się też na trzecim miejscu. Apetyty rosły z każdym tygodniem. Potem spadły na czwarte miejsce, by na zimową przerwę udawać się będąc na piątym. Wiosna była o wiele słabsza, ale dorobek z pierwszej rundy pozwalał utrzymywać się na powierzchni. Wciąż realna była czwarta lokata, która przy sprzyjających okolicznościach mogła dać europejskie puchary. Z czasem jednak nadziej gasły, bo zespół nie grał tak jak jesienią. Została do osiągnięcia 6. lokata i ona została zrealizowana. A więc w stosunku do założeń o dwa miejsca wyżej.
Kapitalna gra na wyjazdach, fatalna u siebie
Cracovia na własnym boisku i Cracovia na wyjazdach to były dwa różne zespoły. „Pasy” u siebie wywalczyły tylko 21 punktów wygrywając jedynie 5 z 17 meczów. Na wyjazdach ta statystyka wygląda zgoła odmiennie – 30 punktów i aż 9 wygranych spotkań z 17. Dlaczego tak się działo? Konia z rzędem temu, kto odpowie na to pytanie. Nietrudno jednak zauważyć, że „Pasy” lubią grać z kontry, a o to znacznie łatwiej w meczach wyjazdowych. Przeważnie, gdy krakowianie mieli mniejsze posiadanie piłki od przeciwnika, to takie mecze wygrywali, a gdy to oni częściej znajdowali się w posiadaniu futbolówki, z reguły kończyło się to źle.
Umiejętność odwracania losów meczów
Ta umiejętność podopiecznych trenera Dawida Kroczka była w cenie. Wielokrotnie „Pasy” pierwsze traciły gola i takiego meczu nie przegrywały, mało tego, sporo z nich wygrały. Dokładnie sześć, a majstersztykiem był mecz we Wrocławiu, w którym to przegrywały ze Śląskiem 0:2 by wygrać 4:2. Same też potrafiły roztrwonić przewagę, nawet dwóch bramek jak w meczu wyjazdowym z Pogonią, gdy prowadząc 2:0 uległy rywalowi 2:5. Nawet gdy nie udało się wygrać, to przynajmniej był remis. Z tym, że większość z tych meczów miała miejsce jesienią.
Bardzo dobra ofensywa
„Pasy” zdobyły 58 goli. To świetny wynik. Dokładnie czwarty w lidze za Lechem Poznań, Legią Warszawa i Pogonią Szczecin. Gros bramek to zasługa Benjamina Kallmana, który strzelił ich 18 i zaliczył 7 asyst. Kallman z 33 trafieniami w ciągu trzech sezonów spędzonych w „Pasach” stał się ich najlepszym snajperem w XXI wieku, wyprzedzając o gola Krzysztofa Piątka. Inni nie byli aż tak skuteczni, ale trochę do dorobku dołożyli Mikkel Maigaard – 6 goli i 5 kluczowych podań oraz Ajdin Hasić – 3 trafienia, ale aż 7 asyst. Cracovia była niezwykle groźna przy stałych fragmentach gry. Po rzutach rożnych, wolnych, autach, karnych zdobyła aż 25 goli. To niezwykle dużo, zostawiła pod tym względem pozostałych konkurentów w tyle, jedynie Puszcza Niepołomice próbowała jej dorównać (20 goli zdobytych w ten sposób). W sumie na listę strzelców wpisało się aż 19 zawodników (trzy gole dla Cracovii były samobójcze).
Dziurawa obrona
O ile można pochwalić „Pasy” za ofensywną grę i skuteczność, o tyle gra obronna pozostawiała wiele do życzenia. W pierwszej rundzie choć nie była ona wcale lepsza od rewanżowej w tym względzie, to jednak ofensywa nadrabiała braki. Przez cały sezon „Pasy” traciły jednak wiele bramek, skończyło się na stracie 53. Tylko cztery zespoły straciły więcej, a tyle samo Śląsk Wrocław. Tylko sześć spotkań „Pasy” kończyły z zerem po stronie strat. Brakowało wyraźnego lidera tej formacji.
Dużo rotacji
Dawid Kroczek należał do trenerów, którzy nie wyznają zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia. A po porażkach wręcz lubował się w wielu roszadach. Często było tak, że jedenastka, na którą postawił, nie była najlepszą grupą piłkarzy. A dopiero zmiennicy odwracali losy meczów. Sporo rotacji było w obronie, także w drugiej linii, a najmniej w ataku, gdzie Benjamin Kallman miał niepodważalną pozycję. Zresztą zagrał we wszystkich 34 meczach i jako jedyny rozpoczął je w podstawowym składzie. Tyle samo występów ma też Maigaard, który jednak trzykrotnie wchodził z ławki.
Średnie transfery

Cracovię trzeba pochwalić za transfery. Najlepiej z nowych zawodników spisał się Ajdin Hasić. Grający z polotem, techniczny zawodnik. Mankamentem było jednak to, że jak na ofensywnego pomocnika, był mało skuteczny. Trzy gole świadczą o tym dobitnie, nadrabiał jednak niedostatki asystami. O ile jednak można wyróżnić tego zawodnika, to pozostałych nie można obdarzyć tak jednoznaczną oceną.

Gala Ekstraklasy 2025 - Michał Listkiewicz
Potencjał pokazał Mauro Perković. Pokazał się wiosną, ale tylko w 8 meczach. Widać jednak, że to ofensywnie grający obrońca i musi mieć trochę czasu na wkomponowanie się w zespół. Całą wiosnę grał Gustav Henriksson, ale mamy wrażenie, że poza solidnością niewiele pokazał. Z pewnością spodziewano się po nim więcej. Podobnie jak po Amirze Al-Ammarim. Szału nie zrobił, choć im dłużej trwał sezon, tym prezentował się lepiej. Martin Minczew z pewnością nie jest następcą Kallmana. To raczej skrzydłowy i wciąż musi pracować na to, by można było o nim powiedzieć, że to wzmocnienie zespołu. Ciekawą postacią jest Mick van Buren, silny napastnik. Ma jednak poważną wadę, często bywa kontuzjowany i opuszcza mecze. Zagrał 1444 minuty, wystąpił w 2/3 meczów. Jeśli ominą go kontuzje, to może być z niego pożytek. Na razie zaznaczył swą obecność w pierwszym zespole czterema golami. Młodzi zawodnicy sprowadzenie latem – Jakub Burek, Oskar Lachowicz owszem pokazywali się z bardzo dobrej strony, ale w drugim zespole, w IV lidze. Burek nie zaliczył debiutu w ekstraklasie, a Lachowicz zagrał śladowo w meczu z Legią. Sprowadzony latem Patryk Janasik stanowił alternatywę na wahadła, ale zagrał tylko 473 minuty w 11 meczach. Trudno więc mówić, by ten transfer się obronił.
Nadzieja w młodych
Niewątpliwą perełką zespołu jest Filip Rózga. Ofensywny pomocnik, czasem skrzydłowy. Chłopak o naturalnym talencie, dynamice, szybkości. Nie ma jeszcze liczb – dwa gole – ale stał się ważnym ogniwem zespołu. Skoro trzeba było wypełnić 3-tysięczny limit minut młodzieżowców, Rózga był pierwszym kandydatem do występu. Jego grę oglądało się z przyjemnością. Właśnie na takich piłkarzy kibice przychodzą na mecze. Niekonwencjonalnych, którzy bawią się grą i robią show. W tyle jest Fabian Bzdyl, także utalentowany pomocnik. Nie grał jednak tyle, ile by chciał – 402 minuty w 11 meczach i też strzelił dwie bramki. Potencjał ma Kacper Śmiglewski, ale szyki pokrzyżowała mu kontuzja przez którą stracił prawie cały sezon. Debiutował wspomniany Lachowicz, także Dawid Polak i Oskar Wójcik. W nowym sezonie młodzi nie będą mieli już niczego za darmo, przestaje bowiem obowiązywać limit minut młodzieżowców. Trener Dawid Kroczek był jego przeciwnikiem. Teraz więc liczyć się będą tylko piłkarskie umiejętności, a nie wiek.
Rosnąca frekwencja

Zrobiła się moda na „Pasy”. Średnia liczba widzów to 10 554, co w poprzednich sezonach nie było takie oczywiste. Największą publiczność zgromadził mecz z Legią (13 709) , najniższą spotkanie z Koroną Kielce (7719), oczywiście nie licząc „zamkniętego” dla publiczności spotkania z Pogonią, na którym jednak znalazło się około 3 tys. fanów. Klub robił wiele akcji marketingowych, by ściągnąć kibiców na trybuny. Największym jednak magnesem jest zawsze dobra gra. Skoro przez duża część sezonu była szansa na europejskie puchary, to kibice w to wierzyli. Widowiskowy styl gry i to, że w meczach Cracovii padało wiele bramek też był niebagatelnym czynnikiem.