- Statystycznie mniej osób przyjmuje kolędę. Wielu ludzi wyjeżdża za pracą za granicę albo kupiło mieszkania na nowych osiedlach - mówi ks. Antoni Bednarz, proboszcz parafii świętego Józefa na krakowskim Podgórzu. - Są też całe rejony, gdzie prawie nie ma młodych małżeństw. Np. w okolicach kopca Kraka jest budynek, gdzie na 30 rodzin jest trójka małych dzieci.
Puste kamienice
Kraków, aleja 29 Listopada, teren parafii Pana Jezusa Dobrego Pasterza. Ciąg kamienic, każda ma po trzy, cztery piętra. Kolęda posuwa się szybko. Ministranci dzień wcześniej chodzili z pytaniem do mieszkańców, kto przyjmie księdza. Większość drzwi jest zamknięta.
- W pierwszej kamienicy przyjęła mnie tylko jedna osoba, w innej dwie, trzy rodziny, zdarzyła się też taka, że nikogo nie było - mówi ks. Mirosław Kozina, wikary parafii Dobrego Pasterza. W tym rejonie sporo mieszkań jest wynajmowanych, a studenci przyjmują kolędę w rodzinnej parafii lub wcale. Część osób wyjechała za granicę.
Podobnie jest w parafii bł. Karoliny Kózki w Tarnowie, jednej z najliczniejszych w mieście (ponad 8 tys. wiernych, obejmuje m.in. os. Zielone i Westerplatte).
- Zdarza się, że księża po kolędzie odwiedzają jedno, czasem kilka mieszkań w całej klatce. I nie jest tak, że ktoś nie chce ich wpuścić do środka. Po prostu mieszkania stoją puste, bo ich lokatorzy wyjechali za granicę do pracy i kapłana nie ma kto przyjąć - opowiada ks. proboszcz Stanisław Dutka. Szacuje, że poza parafią przez większą część roku przebywa ponad dwa tys. osób, które nadal figurują w jej rejestrach, bo tu mają m.in. stały meldunek.
Inny problem jest w centrum Krakowa. Ks. Antoni Bednarz, proboszcz parafii św. Józefa w Podgórzu, tłumaczy, że pustki są zwłaszcza w prywatnych starych kamienicach. - Są takie, w których mieszkało po 12-13 rodzin, a została jedna. Wielu ludzi dostało wypowiedzenia, wyprowadzają się - mówi kapłan. Dodaje, że w zeszłym roku wyprowadziło się z jego parafii 300 osób, a wprowadziło tylko około stu. Są też rejony, które "wymierają", nie ma tam młodych małżeństw, tylko starsi ludzie.
Trochę inny kłopot ma ks. Stanisław Wątroba, proboszcz parafii Chrystusa Króla na os. Gotyk w Krakowie. W jego parafii mieszka dużo młodych małżeństw. - Jednak część się wyprowadza, gdy dzieci dorastają do wieku szkolnego. W pobliżu nie ma szkoły ani gimnazjum, dojazd jest kiepski. Gdyby to zmienić, wierni by tu zostali - wyrokuje kapłan.
Umówić się z księdzem
W Małopolsce nie brak także miejsc, które oparły się postępującej "pustce kolędowej". Parafia św. Józefa w Oświęcimiu, obejmująca większą część os. Zasole (pięć tys. wiernych), nie zanotowała spadku liczby rodzin przyjmujących kolędy. Proboszcz, ks. Krzysztof Straub, tłumaczy, że ułatwia spotkanie z kapłanem.- Jest np. możliwość zgłoszenia, że komuś nie pasuje dany termin i uzgodnienia innego - mówi.
W Nowym Sączu bardzo rzadko zdarza się, by ktoś nie przyjął w domu księdza, ponieważ nie czuje się związany z Kościołem. Bywa jednak, że kapłani zastają zamknięte drzwi.
- Ponieważ gospodarze wyjechali do pracy za granicę albo wynajmują mieszkanie studentom. To jednak rzadkie sytuacje - zauważa ks. Kazimierz Markowicz, proboszcz największej w mieście parafii Matki Bożej Niepokalanej (16 tys. wiernych).
Podobnie opowiada ks. Krzysztof Franczyk, pełniący obowiązki proboszcza parafii św. Małgorzaty (15 tys. wiernych).
Puste apartamenty
Także księża z Zakopanego nie mają kłopotów z kolędą. Choć są "białe plamy" na mapie miasta pod Giewontem.
- Wszyscy parafianie mieszkający na stałe przyjmują księdza po kolędzie. Ale na terenie parafii mamy apartamentowce z mieszkaniami pod wynajem. Są budynki, gdzie na 150 mieszkań tylko trzy lokale zajęte są na stałe - dodaje ks. Piotr z parafii Miłosierdzia Bożego na zakopiańskich Chramcówkach.
Współpraca: bok, pach, szel, łb
Rozmowa. Teraz księża muszą pracować na autorytet.
Rozmowa z Arturem Sporniakiem, publicystą "Tygodnika Powszechnego"
Kiedyś nie wypadało nie przyjąć księdza po kolędzie. Teraz nie przywiązuje się już do tego wagi?
Ludzie dawniej bardziej podlegali obyczajowi i opinii zbiorowości, w której żyli. W czasach komuny kościół był miejscem wolności, więc księża mieli większy autorytet. Teraz muszą na niego zapracować. Jeśli kapłan nie stara się być rzetelny i otwarty, ludzie odchodzą z jego parafii, zwłaszcza w dużym mieście, gdzie świątynie się wybiera.
Co może zniechęcać wiernych do przyjmowania księdza w swoim domu?
Kościół ostatnio sam strzela sobie bramki, czego przykładem jest choćby gender. Ludzi może to zrazić, bo katolicyzm często się przedstawia jako ten, który tylko grozi, straszy. Jeszcze bardziej zniechęcające są przypadki pedofilii, z których Kościół musi się oczyścić.
Czy formuła kolędy też może mieć na to wpływ? Zadawanie pytań, dawanie koperty...
Myślę, że nie, bo tak zawsze było. Nikt niczego tu nie narzuca. Poza tym z raportu Katolickiej Agencji Informacyjnej wynika, że kolęda to ogromne wsparcie w łataniu budżetu parafialnego.
Rozmawiała K. Gawlik
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+