Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cupiał, czyli facet z cygarem, który nie znosi przegrywać

Bartosz Karcz
Po ostatnim niepowodzeniu Bogusław Cupiał sam zaangażował się w rozmowy z trenerem i piłkarzami. Wcześniej nie zdarzało mu się to często
Po ostatnim niepowodzeniu Bogusław Cupiał sam zaangażował się w rozmowy z trenerem i piłkarzami. Wcześniej nie zdarzało mu się to często Wojciech Matusik
Bogusław Cupiał, właściciel Wisły Kraków, już sześć razy bez powodzenia szturmował Ligę Mistrzów. Przyczyny niepowodzeń były różne: chuligański wybryk, pechowe losowania, błąd sędziego, nieudolność piłkarzy.

Macie wygrywać, macie wygrywać wysoko i macie wygrywać czysto - to motto przedstawił piłkarzom Wisły jej właściciel Bogusław Cupiał, gdy razem z dwoma przyjaciółmi przejął pod koniec 1997 roku klub z ul. Reymonta.

Przez ponad jedenaście lat piłkarze "Białej Gwiazdy" wcielali je w życie przeważnie ze znakomitym skutkiem, ale tylko na krajowej arenie. Wisła stała się w ostatniej dekadzie prawdziwym hegemonem ekstraklasy, kolekcjonując m.in. siedem tytułów mistrza Polski. Największe marzenie Cupiała i tysięcy kibiców "Białej Gwiazdy" - Liga Mistrzów - wciąż pozostaje jednak nieosiągalnym szczytem.

Na przeszkodzie w drodze na piłkarskie salony stawały różne czynniki: chuligański wybryk, pechowe losowania, błędy zaniechania, nieudolność piłkarzy, błąd sędziego czy przynajmniej w jednym przypadku brak piłkarskiego fartu.

Na początku swej przygody z Wisłą Bogusław Cupiał i jego ówcześni wspólnicy Zbigniew Urban i Stanisław Ziętek nie liczyli się z kosztami.

W ciągu kilku zimowych miesięcy przełomu 1997 i 1998 roku ściągnęli na Reymonta kilkunastu świetnych jak na polskie realia piłkarzy, którzy szybko mieli wyprowadzić Wisłę na szczyty.

Transfery miały być jedynie drogą do celu. W 1998 roku jeszcze nie udało się zdobyć mistrzostwa Polski, bo straty z jesieni były zbyt duże, ale już wtedy dał o sobie znać temperament właściciela Wisły. Wystarczyło, że prowadzący zespół Wojciech Łazarek przegrał mecz z Ruchem, by w trybie natychmiastowym stracił pracę.
Kolejny sezon, już pod wodzą Franciszka Smudy, miał być drogą po mistrzostwo Polski, a następnie do Ligi Mistrzów. Wisła miała rzeczywiście znakomity zespół, który po krajowy prymat sięgnął w imponującym stylu. Niestety, nigdy się nie dowiemy, czy ówczesna drużyna byłaby w stanie skutecznie walczyć o awans do elitarnych rozgrywek, bo już jesienią krakowski klub został zastopowany przez niejakiego "Miśka", który podczas meczu Pucharu UEFA z Parmą rzucił z trybun nożem w głowę Dino Baggio. Przez ten bandycki wybryk Wisła została zdyskwalifikowana.

Na kolejną szansę przyszło czekać dwa lata. Po zdobyciu tytułu mistrza Polski w 2001 roku nadzieje były wielkie, lecz szybko pękły niczym bańka mydlana. Wynik losowania w eliminacjach do Ligi Mistrzów okazał się wyrokiem. Na drodze stanęła Barcelona i stało się jasne, że krakowianom pozostanie rywalizacja w Pucharze UEFA.

Dwa lata później, po kolejnym tytule mistrza Polski, na trenerskim stołku siedział już Henryk Kasperczak. Tytuł mistrzowski w 2003 roku został poprzedzony świetną grą w Pucharze UEFA. Kasperczak miał praktycznie gotowy zespół. Wydawało się, że wystarczy zrobić jeszcze dwa transfery, by ze spokojem oczekiwać eliminacji do Ligi Mistrzów. Niestety, Bogusław Cupiał popełnił błąd zaniechania.

Zezwolił na transfer Kamila Kosowskiego, nie chciał dać Marcinowi Kuźbie kilkudziesięciu tysięcy euro więcej, by ten przedłużył kontrakt z klubem. W dodatku Kalu Uche, gdy zobaczył, że odchodzą koledzy, "zwariował" i na gwałt postanowił wyrwać się z Wisły. W ten sposób przetrącony został kręgosłup drużyny, która w składzie z sezonu 2002/2003 na pewno była w stanie nie tylko powalczyć, ale i wyeliminować Anderlecht Bruksela, który ostatecznie kosztem Wisły do Ligi Mistrzów awansował.
Po tej porażce Cupiał wyciągnął wnioski. Zgodził się na znaczące wzmocnienia zimą, ale na drodze do spełnienia marzeń o Lidze Mistrzów znów stanęło nieszczęśliwe losowanie. Wyrok nosił tym razem nazwę Real Madryt. W tym starciu wiślacy z góry skazani byli na niepowodzenie.

Najbliżej Ligi Mistrzów Wisła znalazła się rok później. Już z Jerzym Engelem na ławce trenerskiej, o którego pobycie w Krakowie wiele można opowiadać, ale trzeba mu też oddać, że potrafił świetnie przygotować zespół do decydujących meczów z Panathinaikosem. Wisła była w Atenach o krok, zaledwie o kilka minut od Ligi Mistrzów.

Mało tego, strzeliła nawet bramkę, której z niewiadomych przyczyn angielski sędzia nie uznał. Cóż, po chwili gola zdobyli Grecy, później dobili krakowian w dogrywce i pozostał tylko ogromny żal. Właściciel Wisły uznał wtedy, że winnymi porażki są przede wszystkim Tomasz Kłos i Radosław Majdan. Dość szybko odeszli z Reymonta.

Rok temu do Ligi Mistrzów Wiśle nie udało się dostać, bo znów na drodze stanęła Barcelona. Pozostała satysfakcja, że krakowianie, jako jedyny zespół obok Szachtara Donieck, wygrali jeden mecz z późniejszym triumfatorem całych rozgrywek.
W tym roku miało być już dużo łatwiej, ale skończyło się największą klęską w historii występów Wisły na międzynarodowej arenie.

O dziwo, Cupiał nie wyrzucił z klubu nikogo za porażkę z Levadią, choć wcześniej w takich przypadkach litości nie było. Mało tego, osobiście zaangażował się w rozmowy z trenerem i piłkarzami, by szukać przyczyn niepowodzenia. Wcześniej nie zdarzało mu się to zbyt często. Czy zatem właściciel Wisły, nauczony doświadczeniem poprzednich lat, zmienił taktykę prowadzenia klubu na znacznie spokojniejszą?
- Myślę, że nie był przygotowany na tę porażkę - ocenia dziennikarz sportowy Janusz Basałaj, który w przeszłości był przez kilka miesięcy prezesem Wisły. - On przeważnie ma przygotowany gabinet cieni. Teraz nie przewidział, że zespół może zanotować taką wpadkę, ale ostrożnie podchodziłbym do ostatnich decyzji. Nie jest wykluczone, że Cupiał dał sobie po prostu czas na znalezienie następców. Z drugiej strony wiem, że ma słabość do Macieja Skorży. Lubi tego trenera i ceni go. Myślę, że stąd ostatnie zwiększenie jego kompetencji.

Zdaniem Basałaja, to może być szansa dla Skorży. Jeśli ją wykorzysta, może stanie się w Wiśle kimś w rodzaju Aleksa Fergusona w Manchesterze United.

- Jednego jestem pewien - dodaje Basałaj. - Cupiał nie zostawi Wisły. Miał do tego kilka okazji, ale za bardzo ją kocha, za wiele radości mu daje, a poza tym jest to człowiek, który nie znosi przegrywać i nawet jeśli porażka mu się przytrafi, to zrobi wszystko, żeby szybko po niej wstać jeszcze silniejszym. Jak odbieram jego osobiste zaangażowanie się w rozmowy z piłkarzami? Chyba wyciągnął wnioski z przeszłości i w trudnym momencie woli sterować osobiście. Jaka jest przyszłość Wisły? Na ile znam Cupiała, to nie spocznie dopóki nie spełni marzenia i nie wprowadzi Wisły do Ligi Mistrzów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska