Wtorkowy alarm w Wadowicach i ewakuacja szkoły z powodu zagrożenia zatruciem czadem nie były w naszym regionie wyjątkiem. Nie wyjaśniono jeszcze przyczyn podobnego zagrożenia w Szkole Podstawowej nr 2 w Wadowicach, a do kolejnego groźnego przypadku doszło w Szkole Podstawowej w Woźnikach.
W czwartek do jednego ze szpitali krakowskich w ciężkim stanie trafiło małżeństwo.
- Kobieta i mężczyzna mieli objawy zatrucia czadem. W ich mieszkaniu stwierdzono przekroczenie dopuszczalnych norm stężenia tlenku węgla - mówi Jerzy Walczak, oficer prasowy komendy powiatowej straży pożarnej w Wadowicach.
Małżeństwo zamieszkuje w budynku Szkoły Podstawowej w Woźnikach. Czad z piecyka łazienkowego przedostał się do ich sypialni. Oboje poczuli się źle, mieli zawroty i bóle głowy. Mężczyzna powiadomił pogotowie.
Jak się dowiadujemy, instalacja grzewcza w szkole była sprawna. W budynku, oprócz lokatorów mieszkania, nikomu nie zagrażało zatrucie. Ale kolejny alarm i wezwanie strażaków do szkoły zagrożonej czadem postawiły służby ratunkowe powiatu wadowickiego na nogi.
4 razy - interweniowały w tym tygodniu w szkołach straż i pogotowie gazowe
Przypomnijmy, że we wtorek setkę dzieci ewakuowano ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Wadowicach. Niesprawna wentylacja i uszkodzona hydroterma spowodowały, że do sal lekcyjnych ulatniał się czad i niespalony gaz.
Do ulatniającego się metanu wezwano strażaków w mijającym tygodniu także do Zespołu Szkół nr 1 i Szkoły Podstawowej nr 4 w Wadowicach.
Tam akurat wyciek gazu nie został potwierdzony przez techników z pogotowia gazowego.
- Uznaliśmy jednak, że sytuacja jest poważna i należy przypomnieć dyrektorom zasady dotyczące bezpieczeństwa użytkowania instalacji i kominów - mówi Jerzy Walczak, oficer prasowy straży
w Wadowicach.
Przyznaje, że komenda codziennie odbiera telefony od wystraszonych rodziców, którzy pytają
o zabezpieczenia w szkołach. Wczoraj w Tomicach, w gminie, gdzie doszło do ostatniego zatrucia, wójt Adam Kręcioch zorganizował spotkanie z dyrektorami szkół i strażakami.
Konferencja miała uświadomić dyrektorom, że to oni ponoszą odpowiedzialność za to, co się dzieje w szkołach i za bezpieczeństwo osób przebywających na ich terenie.
Tak samo uważa prokuratura rejonowa, która wszczęła dochodzenie w sprawie wydarzeń
w wadowickiej "dwójce".
- Wyjaśniamy, czy przez czyjeś niedopatrzenie nie doszło tam do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - mówi Jerzy Utrata, prokurator rejonowy.
Śledczy chcą sprawdzić, czy w szkole należycie konserwowano urządzenia i przewody wentylacyjne.