Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy każdy szewc klnie jak szewc?

Piotr Rąpalski
Michał Sikora
Z Antonim Wodniakiem, przed dniem bez przekleństw, rozmawia Piotr Rąpalski

Klnie Pan jak szewc?
Jak każdy, a nie jak szewc. Takie powiedzenie, bo kiedyś wszystko co złe to na nas się zrzucało. "Pije jak szewc" też się mówiło.

Czym sobie szewc zasłużył?
Nie wiem, ale stało się to tradycją. O szewcu mówiło się kiedyś tak: Poniedziałek "szewskie święto". Szewcowi robić się nie chciało, to szedł balować. We wtorek robiło się poprawiny, a w środę majstra urodziny. W czwartek Boże Ciało, w piątek znów robić się nie chciało. A w sobotę wypłata i taki szewski tydzień. Dzieci straszyło się, że jak nie będą się uczyć, to pójdą na szewca.

A dziś, że będą kopać rowy. Ale szewc to przecież trudny i zacny fach.
Kiedy się przyszło do szewca na praktykę, to najpierw jeden rok tylko z miotłą się goniło i nosiło drewno na opał. Prawdziwej robocie można było się tylko przyglądać, zanim zostało się czeladnikiem. Już jakąś szychą. Wtedy można było tych młodszych pachołków gonić. Jak w wojsku. Z początku zawsze dadzą w d..ę.

Był Pan?
Tak, w Krakowie, jako saper.

I buty miał Pan najlepiej wypucowane na kompanii?
Wtedy jeszcze nie byłem szewcem, ale dbało się o buty na rozkaz.

No to klnie Pan, czy nie?
Różnie. Delikatne k...a czasami się wymsknie, jak sobie palec ubiję młotkiem. Ale nie nadużywam. W każdym zawodzie klną. Taksówkarze na potęgę, jak im kto zajedzie drogę. Klnę też jak robota francowata. Bierzesz buta do naprawy, a ten w rękach ci się cały rozlatuje. Rozpadówa totalna. Trzeba dodatkowo szyć, dokładać pieniędzy, a zarobek marny.

'Motyla noga', 'psia krew', 'kurka wodna' - mówi Pan?
Raczej nie. Czasami "w d..ę jeża". Moja babcia to mówiła "kurcze pieczone"... (śmiech)

A Pan też coś tam piecze na zapleczu?
Królika. Chyba nie jadłem odkąd mój dziadek je piekł, jak miałem z 10 lat. Nauczył go mój pradziadek, który był kucharzem na pańskim dworze, jeszcze za Austriaków.

Fiu, fiu. A może szewc klnie, bo bez butów chodzi?
To dotyczy każdego zawodu. Mój szwagier jest elektrykiem, a w domu ma wszystkie kontakty powyrywane ze ścian. O sobie się nie myśli, tylko o innych. No i żeby zarobić.

Ciężko szewcowi zarobić?
Ba! Płatności straszne. ZUS i czynsz. Klienci przychodzą, przynoszą buty za 60 zł, a ja mówię, że naprawa kosztuje 50 zł. Klient robi wielkie oczy, ale co zrobić, jak chce się porządnie naprawić. Tak jest też na przykład z rowerami, że dobra przerzutka jest czasem droższa od całej reszty.

Polacy mają na co kląć?
Pewnie. Ale najgorsze jak się widzi młodzież, która używa takiego paskudnego języka, że się idzie przewrócić. Starsi to nawet nie klną tylko nadają, że za komuny było lepiej. Wtedy w sumie dla szewca było lepiej, bo buty były na kartki, ludzie o nie dbali i przynosili. Teraz to pełno chińszczyzny, kupują, noszą, wyrzucają.

Nie szanują paskudy.
Czasem przynoszą takie brudne, że strach do ręki wziąć. Szczególnie młodzież.

W sobotę dzień bez przekleństw. Da Pan radę wytrzymać?
Pewnie, że tak. Tak jak bez papierosa. Rzuciłem lata temu, bo przez te kleje, a do tego papierochy, nabawiłem się astmy. Kiedyś nie było u szewca takiej chemii.

Lepiej nie palić przy tym, bo wybuchnie?
No, w zakładzie palić nie wolno. Benzyna, acetony, butapreny i inne. Dawnej to był prosty klej, dratwa i kołki. Ale jakby człowiek znów chciał takie porządne buty robić, toby na chleb nie zarobił. Sporo kosztują materiału i pracy. A w tej chwili ludzie chcą tanio i szybko.

Jak idzie luty, ludzie podkuwają buty?
Czasem przybijają blaszki, żeby się but nie ścierał. Ale teraz dobre buty robi się z bieżnikiem jak opony samochodowe.

Klnie Pan na klientów?
Ostrożnie. Jeśli już, to żeby nie słyszeli. Klient przecież nasz pan. Kiedyś, jak mój wujek tu miał zakład i kobieta przyniosła mu brudne buty, to kazał jej samej wyczyścić. (śmiech)

Pan ma zakład po wujku?
Przy ojcu w zakładzie na Lwowskiej się przyuczyłem, a później tutaj na Starowiślną przyszedłem. Wtedy to była Bohaterów Stalingradu...

To szewc Dratewka smoka ubił, czy zabrakło mu dziewic na pokarm?
Nie wiem, kto prawdę mówi. Na nas mówi się "dratewki", bo dratwa to taka nić, której dawno używało się do szycia butów. Nazywa się nas też "teksikami" od ostrego gwoździa, na który się mówi tex.

A co to za obraz?
W Krakowie są tylko takie cztery. To święci Krystian i Kryspin. Jeden robi cholewki, drugi szyje buty. Nad nimi Matka Boska z Dzieciątkiem. A w tle, w kotle, smażą się szewcy, którzy się obijali, zamiast pracować.

Czego życzyć na nowy rok?
Życzyć mi trzeba mało roboty i dużo pieniędzy. Ale i tak idę na emeryturę.

Co Pan będzie robić?
A co w Polsce można...? Na Zachodzie jeździ się na wycieczki, a u nas idzie do pracy. (śmiech)

Pan pójdzie?
Ja to na wieś wyjadę pod Kraków. Na gospodarstwo. Na tokarce robię sobie różne rzeczy. Takie hobby. Ostatnio wałek kuchenny zrobiłem wnuczce. W Krakowie trudno mi oddychać powietrzem.

Miss Polonia z dawnych lat. Zobacz galerię kandydatek!

Wybieramy najpiękniejszą sportsmenkę Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

"Super pies, super kot"! Zobacz zwierzaki zgłoszone w plebiscycie i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska