Dookoła latają wyszparowane gołębie, róże i chmury. Nie jest to jednak szczyt obciachu. Gorsza jest fotografia polska. Nad małżeńskim łożem każdej szanującej się góralskiej a nawet i krakowskiej chałupy wisiało dawniej tzw. monidło, czyli retuszowane zdjęcie ślubne. Zwykle panu młodemu zmieniano garnitur na lepszy gatunkowo, a panna dostawała bogaty welon oraz błękit paryski do oczu. I trwali tak sobie z debilnymi minami, coraz bardziej zakurzeni, przy świetle nikłej żarówki imitującej świeczkę.
Z czasem specjaliści od monideł przenieśli na grunt fotografii ten rytuał uwieczniania ludzi w durnej pozie, w tak niezręcznej chwili. Pan młody ma więc zawsze garnitur oliwkowy, zapięty na wszystkie guziki. Koszulę nosi amarantową albo granatową, z jakimś innym jeszcze kołnierzykiem, koniecznie błyszczącym. Panna młoda - zwykłą suknię ślubną i tapir. Oboje patrzą w obiektyw albo na siebie, robiąc tzw. dzióbek. Najczęściej w tych ślubnych kostiumach siedzą, nie wiadomo z jakiej paki, na pomoście, nad jeziorem. Zamiast wędek mogą mieć np. spojrzenia w dal, bezkresną oczywiście. No i nie mają butów, żeby było na luzie, choć przecież są zaraz po mszy, tuż przed weselem, gdzie się wszystko może zdarzyć.
I nawet nie chodzi o obowiązkowe drzewo albo gipsową balustradkę na którymś tam ujęciu. Chodzi o najgorszą ze wszystkich i wieczną jak trawa tzw. gadkę fotografa: Uśmiechnijcie się, bądźcie na luzie, a teraz ty popatrz w prawo, swobodnie, wyprostuj się, głowa bardziej w prawo…
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+