Damian Ligęza, młody mieszkaniec Siedlisk, właśnie dowiedział się, że został zakwalifikowany do kadry Polski na paraolimpiadę w Tokio (2020 r.).
Niepełnosprawny 30-latek nie kryje dumy. - Trzeba już teraz zabrać się ostro do roboty - zaznacza. - „Kaloryfer” ma swoje wymagania, jakieś już tam mięśnie zaczynają się rysować na tym moim brzuchu - puszcza oko.
Gdzie diabeł nie może, tam Damian da radę
Damian dla swoich kolegów, którzy tak jak i on poruszają się na wózku, jest wzorem do naśladowania. Podziwiają go za sprawność, spryt, siłę i twardy charakter. Jak trzeba, to potrafi tyłem zjechać po schodach. Pokona w zasadzie dowolną liczbę stopni.
- Na pielgrzymce w Rzymie, w hotelu, w którym nocowaliśmy, zepsuła się winda - opowiada. - Niecierpliwy jestem, więc, zamiast czekać na fachowców od jej naprawy, zjechałem z trzeciego piętra - mówi.
Stukot wózka po stopniach zaciekawił niejednego z gości hotelowych, a pewnie i obsługi.
- Ludzie wsadzali głowy przez drzwi klatki schodowej, wybałuszali ze zdziwienia oczy, po czym równie szybko je zamykali - wspomina. - Cóż, uznali widać, że wariatom lepiej nie przeszkadzać - komentuje z uśmiechem.
To samozaparcie może być czasem poczytywane za brawurę. Damian od razu neguje takie oceny. Gdy 11 lat temu wylądował na wózku, jeden z lekarzy, który się nim wówczas opiekował, nie dawał mu żadnych forów. Na zasadzie: nie zawsze będzie ktoś do pomocy. Damian uznał, że zamiast się nad sobą użalać, trzeba wziąć się za bary z rzeczywistością. Ćwiczy i zawodowo pracuje na siebie. W końcu benzyna na stacjach paliw nie leje się za darmo, a na treningi jeździć trzeba.
- Zajmuję się marketingiem w fundacji w Stróżach. Poza tym trzy razy w tygodniu jeżdżę do Tarnowa - wylicza mężczyzna. - Czasem, jak każdy, mam dni, że mi się po prostu nie chce nic. Staram się jednak nie pozwalać sobie na zbyt wiele takich chwil - mówi szczerze.
Ma jeszcze zwyczaj dodawać, że za głupotę odszkodowania nie dają, a w wypadku, w którym stracił władzę w nogach, miał swój udział.
Skuteczne podsycanie męskich ambicji
Droga do kadry nie była może specjalnie skropiona krwią i potem, ale do najprostszych też nie należała. Damian, jak każdy normalny facet, chciałby być najlepszy we wszystkim, co robi. No, może prawie we wszystkim. Niepełnosprawność na pewno mu w tym nie pomaga, ale Zawziął się i mimo kłopotów ze zdrowiem - przyplątała mu się przepuklina pępkowa - w lipcu minionego roku obronił tytuł Mistrza Polski w rzucie oszczepem w kat. osób niepełnosprawnych. Wynik: 20,18 m.
Do tego sukcesu dodał jeszcze srebro w dysku i brąz w rzucie kulą.
- Z tym dyskiem to mi wyszło... - złości się sam na siebie. - Złoto przeszło mi koło nosa, a wystarczyło się tylko dobrze ustawić na stołku i byłoby zupełnie inaczej - stwierdza.
Jeszcze się nie zdecydował, w jakiej dyscyplinie chciałby startować w Tokio, czyli za trzy lata. Co chwila sam sobie wylewa kubeł zimnej wody na głowę, karci w myślach: skup się, nie można mieć wszystkiego!
Na równi z lekkoatletyką kocha sztangę i ciężary. Tyle że mięśnie potrzebne do nich, na nic nie przydają się w rzutach. Musi teraz zrobić swego rodzaju konwersję - nieprzydatnych na pożądane, tym bardziej że powołanie do kadry to dopiero połowa sukcesu. By lecieć do Japonii, trzeba wywalczyć tak zwane minimum punktowe.
Bycie faworytem w jakiejś kategorii jeszcze nie gwarantuje awansu, bo głód zwycięstwa ssie nie tylko Damiana. Każdy daje z siebie więcej, niż „tylko” sto procent ze swoich możliwości.
- Moja droga do Tokio będzie wiodła najpierwej przez Białystok - mówi Damian.
Pod koniec czerwca właśnie tam odbędą się lekkoatletyczne mistrzostwa Polski, potem w lipcu Londyn, no i mistrzostwa świata. Jest zatem jeszcze sporo wydarzeń sportowych, na których musi błysnąć formą.
Kraj Kwitnącej Wiśni składa się z punkcików
W paraolimpiadach startują zawodnicy z różnymi schorzeniami. Dopuszczalne niepełnosprawności są podzielone na sześć głównych kategorii - po amputacji, porażenie mózgowe, niepełnosprawność intelektualna, wózek inwalidzki, niewidomi i inne - które dzielą się na bardziej szczegółowe, zależne od dyscypliny.
Obrazując pracę, która jest przed chłopakiem, trzeba powiedzieć tak: by Damian miał realną szansę na olimpijskie podium, musi rzucać oszczepem przynajmniej o dziesięć metrów dalej niż teraz. W przypadku dysku potrzeba ponad 30 metrów...
Bogusław Szczepański, prezes Tarnowskiego Zrzeszenia Sportowego Niepełnosprawnych Start, w którym przygotowuje się młody łużnianin po ostatniej olimpiadzie w Rio de Janeiro, o współzawodnictwie mówił w prostych, ale dosadnych słowach: okrutna sprawiedliwość sportu polega na tym, że do wyścigu staje kilkunastu zawodników, a wygrywa tylko jeden z nich.
- Ale na tym polega również piękno sportowej rywalizacji. Zrozumienie tej zależności daje możliwość pełnego i mądrego uczestnictwa w tym zjawisku. Daje szansę na wykorzystanie wszystkich pozytywnych wartości, które niesie ze sobą sport oraz umożliwia transfer tych cnót do normalnego, codziennego życia - mówił.
O paraolimpijskich rekordach Damian mówi tak: każdy z nich to ewenement.
- Co nie znaczy, że nie są do pobicia - dodaje zaraz.
Stara się jednak nie nakręcać zbyt mocno. Pragnienie startu w Tokio jest wielkie.
- Wszystko ma swój czas. Powoli, nie na chybcika - mówi.
Musi jechać. Kibice już przecież kupują bilety
Damian od kilku lat współpracuje z fundacją „Wyjdź z Domu” z Moszczenicy. Agnieszka Pyzik, jej szefowa, o 30-latku mówi tak: z nim można konie kraść.
- Od kiedy tylko go znam, mówił o starcie w olimpiadzie. O sporcie można z nim gadać bez końca - śmieje się. - Jestem pewna, że pojedzie do Tokio. Zresztą, nie ma wyjścia, bo rezerwujemy bilety do Tokio. W końcu teraz można je kupić o wiele taniej - dodaje.
Trener Bartek Tott chwali swego podopiecznego.
- Damian to zawodnik z niezwykłą charyzmą i oddaniem temu, co robi - podkreśla z mocą. - Jest systematyczny, zawzięty, z niezwykle silnym, takim „góralskim” charakterem. Cierpliwie i wytrwale dąży do celu, pokonując wszelkie trudności. Ma dystans do siebie samego - wylicza jego cechy.
Dodaje, że Damian uważnie słucha wskazówek treningowych oraz wszelkich zaleceń i dostosowuje się do nich.
- Jeżeli jego rozwój sportowy będzie w dalszym ciągu przebiegał tak jak teraz, to wierzę, że wysiłek, który wkłada w to, co robi, zostanie mu w przyszłości wynagrodzony - ocenia.