Sprawa jest prosta. Wisła, która pod wodzą trenera Dariusza Wdowczyka wygrała trzy razy z rzędu, nie musi liczyć na żadne szczęśliwe zbiegi okoliczności i wpadki rywali. Wystarczy, że pokona u siebie w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego Zagłębie Lubin (sobota, godz. 18) i po podziale punktów, w finałowej rundzie zamiast walki o utrzymanie czekać ją będzie rywalizacja o czołowe miejsca.
Obecnie sytuacja wygląda tak, że krakowianie mają tyle samo, 35 punktów, co Lechia Gdańsk, Jagiellonia i Podbeskidzie. Jeśli wszystkie cztery zespoły wygrałyby swoje ostatnie spotkania, to o kolejności decydować będzie mała tabela z meczów między nimi. A w niej pierwsza jest Lechia, a druga Wisła. Pamiętać jednak trzeba, że wtedy w takiej tabelce uwzględnić trzeba będzie jeszcze Ruch Chorzów, który w ostatniej kolejce zagra z Lechią. Jeśli „Niebiescy” przegraliby w Gdańsku, a Wisła wygra z Zagłębiem Lubin, to krakowianie przeskoczą chorzowian w tabeli. I wtedy w grupie mistrzowskiej zagrają Lechia i Wisła.
To będzie też oznaczać, że po raz trzeci w tym sezonie dojdzie do Wielkich Derbów Krakowa. Jeśli Cracovia utrzyma się na 3. miejscu (w sobotę gra we Wrocławiu ze Śląskiem), wówczas z "Białą Gwiazdą", która nie ma szans na zajęcie miejsca lepszego niż 8., spotka się już w następny weekend (16-17 kwietnia) na własnym stadionie.
Kto by pomyślał? Taki scenariusz jeszcze kilka tygodni temu wydawał się - ze względu na fatalną postawę i wyniki Wisły - całkowitym science-fiction.