Kompan z przedziału minę miał zdystansowaną, bąknął ,,chyba denko odpadło", jakby w tym koszmarze można było mieć wątpliwości. Trzeba było przedział opuścić, czytając z jego miny - niekoniecznie razem, bo pachniałem jak zimowy menel. Po czynnościach porządkowych zorientowałem się, że nie mogę wejść do żadnego zamieszkanego przedziału, ani do pustego, bo w każdej chwili ktoś mógł do niego wstąpić i poczuć mnie, na hańbę.
Udałem się do toalety, ładnej zielonej i z lustrem. Stałem w niej oto uwięziony gołonogiem z galerią rzeczy wyciągniętych z kieszeni zastanawiając się, czy szybciej spodnie wyschną na mnie (ciepły byłem), czy wystawione przez szybę, pamiętałem bowiem z lekcji, że parowanie zachodzi w każdej temperaturze, z tym że na mrozie wolniej. W ostatniej chwili zorientowałem się, że muszę spodnie chować na każdej stacji, bo widok łopoczących z okna nogawek mógłby być podejrzany nawet dla doświadczonego zawiadowcy PKP. Ta historia nie ma żadnej rozsądnej pointy.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!