Przeterminowane długi ma aż 21 proc. komunalnych najemców.
Część z nich to ludzie stający przed dylematem: zapłacić czynsz czy kupić dzieciom jedzenie, albo leki. W normalnym kraju rodziny takie są objęte szczególną ochroną państwa, gminy, sąsiadów. To, że w ogóle są stawiane przed tak dramatycznym wyborem winno być dla nas wszystkich zawstydzające. System dodatków mieszkaniowych, opieki socjalnej, zasiłków musi działać tak, by z powodu biedy nikt nie zalegał z czynszem.
Druga grupa dłużników to niezaradni życiowo, formalnie niepracujący lub pracujący dorywczo i (lub) źle planujący domowe budżety. Oni też potrzebują naszego wsparcia, ale innego; w pierwszej mierze chodzi o szeroko pojętą aktywizację zawodową, która w wielu wypadkach oznacza powrót do normalnego życia po długotrwałym bezrobociu. Musimy pomóc tym ludziom ogarnąć się. Będzie to korzystne zarówno dla wygłodniałego rynku pracy, jak i gminy marzącej o 100 proc. czynszów płaconych w terminie.
Jest wreszcie trzecia grupa dłużników. Jak wynika z obserwacji pracowników ZBK, komorników i pracowników firm windykacyjnych, część krakowian traktuje niezapłacony czynsz jak „chwilówkę” – relatywnie niskooprocentowaną pożyczkę od gminy.
Tymczasem ich długi nie pozostają bez wpływu na resztę mieszkańców. Miasto nie ma własnych pieniędzy; ma tylko te, które otrzyma od nas z podatków i różnorakich opłat. Zależność jest prosta: im większe długi czynszowe jednych, tym podatki i opłaty pozostałych wyższe.
Na amatorów tanich „chwilówek” rzetelni sąsiedzi winni więc wywierać silną presję. W swoim i naszym wspólnym interesie.
Follow https://twitter.com/dziennipolski