FLESZ - Sytuacja w branży transportowej

Ratowanie zwierząt, dzikich, gospodarskich, a nawet domowych, stało się ostatnio wręcz specjalnością straży pożarnych działających na Sądecczyźnie. Zaliczyli m.in. ocalenie łabędzia wciąganego w turbinę elektrowni wodnej, sowy, która uwięzła głęboko w kominie, bobra, który wpadł do studzienki kanalizacyjnej, sarny, która wcisnęła głowę pomiędzy metalowe barierki mostu czy małego kotka bojącego się zejść z cienkiej gałęzi wysoko w koronie wielkiego drzewa oraz dużego psa pod którym załamywał się lód na stawie.
Sygnał, który oficer dyżurny Stanowiska Koordynacji Ratownictwa Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu odebrał po południu z położnej w Beskidzie Sądeckim nadpopradzkiej miejscowości Przysietnica, zdołał jednak zaskoczyć go całkowicie. Wzywający pomocy podawał, że w budynku gospodarczym do głębokiej piwnicy wpadły równocześnie koń, koza i... podłoga. Informował też, że obydwa zwierzęta są żywe i według wstępnego rozeznania nie mają złamanej żadnej kości ani widocznych poważnych zranień.
Do akcji skierowani zostali druhowie z miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Do gospodarstwa w Przysietnicy pospieszyły także zastępy z Jednostki Ratowniczo Gaśniczej nr 2 PSP w Nowym Sączu. Strażacy rozważali kilka sposobów wydobycia obydwu zwierząt z piwnicznej pułapki.
Sprawa kozy wydawała się stosunkowo prosta, bo zwierzę nie jest ciężkie, ale okazało się, ze niestety jest bardzo ruchliwe. To mocno komplikowało zadanie ratownikom. Wydobycie spanikowanego konia wymagało więcej zabiegów i sprzętu. W tym specjalnych pasów do dźwigania ciężkich ładunków i odpowiednio mocnego podnośnika z wystarczająco długim wysięgnikiem. Alternatywą było szybkie zbudowanie solidnej pochylni, po której można wyprowadzić wielkie zwierzę.
W chwili przekazywania informacjo o zdarzeniu oficer dyżurny Miejskiej Komendy PSP w Nowym Sączu jeszcze nie wiedział jaką metodę zdecydowali się zastosować ratownicy działający w Przysietnicy.