To jest uwaga dotycząca przełożenia meczu piłki nożnej polskiej drużyny narodowej z reprezentacją Anglii z wieczora 16 na 17 października, z powodu nadmiernych opadów deszczu, co uniemożliwiło odbycie spotkania w normalnych warunkach. Prawdopodobnie popełniono prosty błąd. Przecież Stadion Narodowy w Warszawie chwalił się tym, że może zabezpieczyć murawę stadionu w każdych warunkach pogodowych. W tym celu architekci wymyślili ruchomy dach, osłaniający murawę od ewentualnych zmian pogody.
Co się stało, że przy dzisiejszych możliwościach prognozy pogody nie przewidziano, że przed spotkaniem drużyn należało zamknąć dach stadionu, by uchronić murawę przed nasiąknięciem wodą, a otworzyć go na sam mecz, który mógłby się odbyć nawet w strugach deszczu? Jest w tym zdarzeniu jakaś pomyłka. Ktoś nie przewidział, nie zatroszczył się o ewentualne skutki opadów deszczu, które przecież były w tym czasie przewidywane. Słychać głosy, że Polski Związek Piłki Nożnej był tak bardzo zaabsorbowany wyborami swojego prezesa, że nie dopilnował, nie przewidział, co może się stać na Stadionie Narodowym, gdy pogoda się zbuntuje. A może stał za tym ktoś inny?
Czyżby ten scenariusz był kopią działań politycznych, w których niedawno obserwowaliśmy poczynania przypominające tę beztroskę ludzi kierujących polityką piłki nożnej? W polityce albo działa się na rzecz dobra wspólnego, albo chroni się wprawdzie też dobro, ale partyjne, czyli działa się na rzecz grupy władzy czy opozycji, a nie z myślą o dobru narodu i państwa, do czego politycy są powoływani wolą narodu.
Pytanie jest proste. Czy ważniejsza jest troska o dobro wspólne, czy może raczej zabieganie o poklask opinii publicznej. To nie jest problem pozorny, ale niewątpliwie jest to sprawa, która ukazuje współczesnemu człowiekowi, jak dalece dzisiejsza polityka odstaje od podstawowego rozumienia państwa i sprawowanej w nim władzy. Odpowiedź na postawione pytanie jest ukazaniem różnicy między ideałem państwa demokratycznego, a sposobem jego realizacji. Praktycznie nie różni się to od ideału, w ogóle od zachowań ludzkich, które często są od niego dalekie.
Wydaje się, że te różnice, a czasem nawet sprzeczności, są wpisane w ludzką naturę, która niestety, w obecnym jej stanie, jest ułomna i zawodna. Nawet taki czynnik, jakim jest doświadczenie, nie jest w stanie trwale wpłynąć na poglądy człowieka, które powinny się kształtować przede wszystkim siłą logicznych argumentów, a nie emocjami, podyktowanymi obecną sytuacją, demagogią, towarzyszącą rozmaitym rozgrywkom politycznym i gospodarczym, które wykorzystują doraźne nastroje społeczne, by niekiedy przeforsować nawet absurdalne żądania, oparte na emocjach tworzących opinię publiczną. Dlaczego niby mielibyśmy obowiązek dostosowania się do opinii publicznej i postępowania, zarówno w życiu indywidualnym, jak i społecznym, według zasad dyktowanych przez nią?
Czym jest opinia publiczna? W walce politycznej jest powiewem wiatru kierowanym emocjami, biciem piany, oskarżeniami przeciwnika, szantażem, brutalnymi chwytami, kłamstwem. Taką bańkę mydlaną łatwo stworzyć, uciekając się do rozmaitych sztuczek, machlojek, podstawiania nogi, socjotechniki. Wytrawny polityk wie, że działając dla dobra wspólnego nie powinien się zbytnio przejmować notowaniami, wyższymi czy niższymi słupkami, obrazującymi wzrastające czy malejące poparcie tzw. opinii publicznej. Jeżeli ktoś nie może spać, bo ma niskie poparcie, to wydaje się, że wpada w zaułek partyjnego myślenia i traci z oczu podstawowy cel, który powinien przyświecać każdemu porządnemu politykowi, by pracować najpierw dla wspólnego dobra, a na drugim miejscu dla siebie.