https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dojazd zagrodzili im sąsiedzi

Lech Klimek
Teraz tylko sąd cywilny może swoim postanowieniem sprawić, że do domu Lisowców zostanie ustanowiona slużebność i powstanie droga, którą będą mogli dojechać do sklepu czy do lekarza.

- Teraz to do nas niczym już nie dojedzie. Nie dostanie się do nas ani straż, ani pogotowie - rozgoryczony mówi 73-letni Stanisław Lisowiec z Biecza. - Obydwie drogi, jakie do nas są, zostały zagrodzone przez sąsiadów, żyjemy jak na wyspie - dodaje.

Na skuterze przez chaszcze

W domu pana Stanisława mieszka sześć osób. Jedna z nich, mama jego synowej, jest ciężko chora i wymaga stałej opieki. Sam pan Stanisław też jest chory, musi być na stałe pod opieką nefrologa, ma również miażdżycę i ciężko mu już chodzić.

- Jak muszę do lekarza, to jadę skuterem - opowiada. - Teraz to jadę od domu przez chaszcze w stronę rzeki i tak ścieżką koło mostu na Ropie do drogi powiatowej, ale jak będzie śnieg, to nie przejadę - dodaje.

Brama odgrodziła od świata

Droga, z której dotychczas korzystali Lisowcowie, prowadziła przez sąsiednią działkę, koło domu sąsiadów. Jakiś czas temu zaczęły się wzdłuż niej pojawiać słupki ogrodzeniowe, co jeszcze nie było niczym tragicznym. Ostatnio jednak droga została zamknięta bramą, a jej dalsza część prowadząca do domu pana Stanisława została w części rozorana. Rozgoryczeni mieszkańcy zwrócili się do burmistrza Biecza o pomoc.

- Wystosowaliśmy pismo do państwa Stasiaków z prośbą o odsunięcie się od drogi dojazdowej do państwa Lisowców - stwierdza Mirosław Wędrychowicz, burmistrz Biecza.

W miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego gminy istniejąca dotychczas gruntowa droga oznaczona została symbolem KDD (tereny dróg publicznych) o szerokości 10 m jako rezerwa urządzenia publicznej drogi dojazdowej. Zapis ten pochodzi z grudnia 2004 roku. Dojazd do Lisowców odbywał się jednak w całości po gruncie prywatnym. Na drodze prowadzącej do drogi wojewódzkiej, przechodzącej przez grunty Stasiaków, nie było ustanowionej służebności.

Stasiakowie czują się pokrzywdzeni

- Na początku listopada dostaliśmy od państwa Stasiaków wniosek o wykreślenie z planu tej drogowej rezerwy - informuje Mirosław Wędrychowicz. - Trudno się tak naprawdę nie zgodzić z tym, że czują się oni pokrzywdzeni. Ich działka ma jedynie 19,4 metra szerokości, więc droga przebiegała pod samymi oknami ich domu - dodaje.

Jak zaznacza jednak burmistrz, droga, która była w planie, tylko w połowie znajdowałaby się na gruncie Stasiaków.

- Trzeba jednak przyznać, że część winy za obecny stan ponosi również urząd - komentuje burmistrz. - Sprawę można było ostatecznie załatwić 12 lat temu, można było nawet zmienić jej status, tak by ewentualnie jej szerokość ograniczyć do sześciu metrów - tłumaczy.

Małgorzata Stasiak twierdzi, że wcześniej nic nie wiedzieli o tym, że przez ich działkę ma iść jakaś droga.

- Gdy zaczęliśmy budować ogrodzenie, cztery lata temu, też nikt nam nic nie mówił - opowiada. - Nagle teraz okazuje się, że odcinamy kogoś od świata. Ale tak naprawdę to idealne połączenie domostwa sąsiadów z drogą powiatową nie powinno nas dotyczyć - dodaje.

Pani Małgorzata podkreśla, że nie chce nikomu robić krzywdy, ale ona i jej rodzina też potrzebują przestrzeni do życia. Gdyby faktycznie powstała 10-metrowa droga, jaką zapisano w planach zagospodarowania, to na działce nie byłoby miejsca nawet na usytuowanie szamba.

Będzie zmieniony plan

Obecnie w gminie trwa procedura związana ze zmianą Studium Uwarunkowań Zagospodarowania Przestrzennego Gminy Biecz. Kolejnym etapem będzie zmiana MPZP dla miasta i gminy Biecz.

- Podczas procedury zmiany planu zagospodarowania szczegółowo zostaną przeanalizowane ciągi drogowe na terenie miasta i gminy, również i ta droga - dodaje burmistrz.

Mirosław Wędrychowicz podjął próbę doraźnego rozwiązania tego problemu przez wyznaczenia nowego dojazdu do domu rodziny pana Stanisława.

- Niestety, nie udało się to ze względu na sprzeciw innych właścicieli gruntów, po których mogłaby przebiegać nowa droga - informuje burmistrz. - Dwóch właścicieli gruntów się zgodziło, a sprawę zablokował sprzeciw trzeciego - dodaje.

Ta droga istniała ponad 50 lat

Pan Stanisław mieszka w tamtym miejscu już ponad 50 lat, od swojego ślubu. Jak mówi, droga była zawsze. Niestety, nie potrafi obecnie udowodnić swoich racji, bo w domu nie zachowały się żadne dokumenty, które jej dotyczą.

- Ja trochę rozumiem sąsiadów - mówi zasmucony. - Tu są wąskie działki i naprawdę ciężko wyznaczyć drogę, ale trzeba też zrozumieć nas, bez dojazdu nie ma życia - dodaje z przekonaniem.

Rozwiązaniem będzie proces

Burmistrz Biecza widzi w tej sytuacji jedno rozsądne wyjście, które zabezpieczy już na stałe potrzeby wszystkich zainteresowanych.

- Ustanowienie drogi koniecznej na gruntach zainteresowanych właścicieli przez właściwy sąd w czasie procesu cywilnego - wyjaśnia. - To w tej sytuacji jedyne racjonalne wyjście.

Gazeta Gorlicka

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska