https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Domagają się zaległych pensji za sprzątanie [INTERWENCJA]

Małgorzata Stuch
Piotr Krzyżanowski
Pracownicy Impero Invero narzekają na warunki zatrudnienia. Po interwencji dziennikarza sprawą zajmie się Państwowa Inspekcja Pracy.

Jeżeli coś Cię denerwuje lub przeszkadza w Twoim mieście, daj nam znać! Dziennikarze "Gazety Krakowskiej" zajmą się problemem! Czekamy też na Twoje opinie, uwagi a także zdjęcia i wideo - pisz e-maila na adres [email protected], dzwoń - tel. 12 6 888 301. Do Twojej dyspozycji jest też profil "Gazety Krakowskiej" na Facebooku.

Firma Impero Invero świadczy głównie usługi sprzątania, zajmuje się też porządkami po pracach budowlanych. Pracowników rekrutuje przede wszystkim przez urząd pracy. Zatrudnia kilkadziesiąt osób. - Firma stale szuka chętnych do pracy. Wiele osób odchodzi z Impero Invero. Niektórzy wolą nawet nie upominać się o należne im pieniądze - mówi pani Alina.
Kobieta odeszła z firmy w kwietniu tego roku, bo - jak twierdzi - nie była w stanie wytrzymać psychicznie warunków pracy.

Współwłaściciel firmy uważa, że prawda jest całkiem inna. Nie chce jednak rozmawiać na temat swoich byłyvh pracowników. - Te panie najpierw same odeszły, a teraz chcą dostać jak najwięcej pieniędzy - stwierdził przez telefon i rozłączył się.

Na warunki pracy w firmie narzeka jednak wiele osób. O Impero Invero można poczytać np. na internetowych forach na stronie "Praca do kitu". Pani Beata przepracowała w tej firmie kilka miesięcy. Gdy dostała mniej pieniędzy niż jej obiecano, zrezygnowała. - To były małe kwoty, ale część ludzi godziła się na nie, bo była bez wyjścia. Ja nie mam zamiaru - mówi.

Pani Edyta pracowała od 2002 roku. - Nie miałam żadnego dokumentu, że jestem zatrudniona, chociaż prosiłam o to wiele razy. Dopiero w 2012 roku dostałam umowę-zlecenie. I to tylko dlatego, że wybłagała ją dla mnie pani Alina, nasza kierowniczka - mówi pani Edyta.

Kobieta twierdzi, że zarabiała po 300-350 zł miesięcznie, a pracowała przynajmniej po osiem godzin dziennie.

Kobiety mają też zastrzeżenia do samych umów. - Niektórzy pracownicy czasem dostawali kuriozalnie sformułowane umowy-zlecenia. Ja sama mam umowy np. bez wpisanych kwot wynagrodzenia - wyjaśnia pani Alina.

Pracownice domagały się pisemnie od właściciela firmy wypłaty zaległych wynagrodzeń. Prosiły o pomoc też kilka instytucji. Nie pomógł im Zakład Ubezpieczeń Społecznych anii Państwowa Inspekcja Pracy, w której poradzono im, by złożyły sprawę do sądu.

Po interwencji dziennikarza Paweł Budziński z PIP przyznał, że jest szansa na rozwiązanie tej sytuacji.

- Nie interweniujemy, gdy pracownik świadomie zgodził się na umowę-zlecenie czy umowę o dzieło. Nie ma wtedy stosunku pracy, więc zastrzeżenia można rozstrzygnąć jedynie na drodze sądowej. Jeżeli jednak praca wykonywana miała charakter stałego zatrudnienia i były przesłanki do zawarcia umowy o pracę, to jest podstawa do interwencji - mówi Budziński.
Inspektor objaśnia, że kobiety powinny złożyć pisemny wniosek do PIP, a w nim dokładnie opisać, jaki charakter miała ich praca. Mogą złożyć też pisemne zawiadomienie do ZUS.

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo

Dyrektor MORD-u chce ograniczyć ruch "elek" Przeczytaj!
 
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
 

Komentarze 5

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

b
byla pracownica
gosciu z branzy a co powiesz jesli pracuje sie w tej firmie po 10godz w fatalnych warunkach w tempie ekspresowym bo szef straszy ze nie wyplaci pensji? normalnie w ciagu jednej dniowki wyrabia sie norme za dwa dni. jestes kolega szefa? nikt kto tam pracowal nie powie dobrego zdania bo zna prawde. przyjdz i zobacz
g
gość z branży
Jak sie nie chce komuś robić , albo robi jak nogami to się nie dziwie że panie "pracują" po 8 godzin to co normalnie można zrobić w 2 .
g
gość
przez rok robili za free . Nie wiem komu taką ciemnotę próbujecie wcisnąć.
H
Honorata
Akurat dziennikarze pomogą!. Prosiłam o interwencję - zakład męża nie płacił przez rok pensji pracownikom. Dziennikarz przyszedł do dyrektora, poszli do gabinetu gadu gadu, tralala i ukazał się artykuł. Śmiechu warte. Wszyscy byli winni tylko nie dyrektor i jego tragiczne i głupie decyzje, których by nie podjęli nawet przedszkolaki. Byłam rozczarowana. Gazety już od tego czasu nie kupuję. Dziennikarz albo niefachowiec albo głupek.
a
ala
Naprawdę ktoś w Krakowie zgadza się na pracę za 300 zł miesięcznie? Toż zbierając puszki można wyjść lepiej.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska