- W tym miesiącu zaczyna u nas pracę jeszcze jeden zdolny uczeń prof. Puchały - Michał Nessler, który wrócił ze stażu w Australii - dodaje Szafrański.
Szpital nawiązuje też ścisłą współpracę z uniwersytecką pracownią hodowli komórek i tkanek. Będzie w niej namnażany naskórek pobrany wcześniej od chorych. W ten sposób powstają opatrunki biologiczne dla poparzonych. To skomplikowany proces. - Najpierw pobiera się mały fragment skóry - tłumaczy dr Chrapusta. - Odpowiednimi metodami rozbija się łącza międzykomórkowe, a pojedyncze komórki umieszcza w odpowiednim środowisku. Wówczas zaczynają się mnożyć, a przeniesione na ranę w określonym momencie, wytworzą naskórek.
Do tej pory przeszczepami sztucznie wyhodowanej skóry zajmowało się w Małopolsce tylko centrum oparzeń w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu. Przeszczepiano skórę tylko dzieciom, dorosłych wożono na Śląsk. Teraz będą leczeni w "Rydygierze".
Dr Chrapusta chce też przyjmować dzieci od piątego roku życia. - Brak skóry w przypadku rozległych oparzeń prowadzi do niewydolności organów wewnętrznych, dlatego przeszczepy skóry sztucznie wyhodowanej są ratunkiem dla pacjentów - wyjaśnia Chrapusta. Dodaje, że z 4 cm kw. można wyhodować tyle naskórka, by pokryć 60 proc. ciała.
Leczenie oparzeń jest jednak bardzo kosztowne. Wyhodowanie 10 tys. cm kw. skóry może kosztować ponad 32 tys. zł. A to tylko część wydatków na leczenie oparzonych. - Zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego już zaczynamy walczyć o większy kontrakt dla centrum oparzeń - zapewnia Wojciech Szafrański. - Nasza jednostka ma dwa razy mniejszy kontrakt niż inne ośrodki oparzeniowe. Lekarze na Śląsku nie przejmują się limitami narzuconymi przez Narodowy Fundusz Zdrowia. My natomiast liczymy się z tym, że możemy przekroczyć kontrakt i wtedy wszystkie zabiegi mogą być wstrzymane - wtóruje mu Anna Chrapusta.
Małopolski NFZ nie ma na razie dobrych wieści dla chirurgów z "Rydygiera". Aleksandra Kwiecień z biura prasowego Funduszu tłumaczy, że tegoroczny kontrakt na leczenie oparzeń w Szpitalu im. L. Rydygiera wynosi ponad 7,5 mln zł i jest wyższy od ubiegłorocznego o ponad 2 mln zł. - Ten szpital jest ważną placówką i w miarę możliwości staramy się zwiększać jego finansowanie. Jednak w tym roku nie mamy więcej pieniędzy - rozkłada ręce Kwiecień. Dodaje, że w Małopolsce intensywny rozwój przechodzi wiele placówek. - Nie oznacza to jednak, że automatycznie będziemy zwiększać nakłady na realizowane tam świadczenia - mówi. Chrapusta zapowiada, że i tak nie odpuści. - Mój szef powtarzał mi: jeśli pacjent trafił do mnie, musi wiedzieć, że trafił do najlepszego ośrodka. I że moim obowiązkiem jest zapewnić mu możliwość leczenia - kwituje.