Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziewięć godzin w Bieszczady

Przemysław Franczak
archiwum
Jeśli słuchaliście w środę wieczorem radia, to ani chybi usłyszeliście komunikat, że "czwórka" na Rzeszów to w tym momencie - to znaczy w środę wieczorem - najbardziej zatłoczona droga w Polsce. Coś mogę na ten temat powiedzieć, bo spędziłem tam w korku upojny czas, nieudolnie próbując przekonać marudzące dzieci, że stanie bez sensu w sznurze aut można wykorzystać na podszkolenie możliwości wokalnych. Daremny to był trud, piosenki wystarczają na krótko, zwłaszcza gdy - tak jak w moim przypadku - nie pamięta się słów, poza pierwszą zwrotką i refrenem.

Asortyment innych zabaw też wyczerpał się szybko, więc na tylnej kanapie w cenie pozostała tylko rozrywka polegająca na powtarzaniu z uporem godnym lepszej sprawy zdań: "nudzi mi się" i "długo jeszcze?".

Musicie wiedzieć, że to nie był byle jaki korek. 10-kilometrowy odcinek pokonywało się półtorej godziny, kilka razy można było zgasić silnik, zostawić samochód i pójść na kawę. Raz zatrzymaliśmy się przy reklamie - oto wielka ironia losu - "Podkarpackie. Przestrzeń otwarta". No, zaje... otwarta - wypsnęło mi się przy dzieciach. A jednak niewiele potrzeba, żeby je rozweselić.

A my właśnie do tych przestrzeni otwartych próbowaliśmy się dostać, na bieszczadzkie połoniny, do tej ciągle jeszcze dzikiej podobno przyrody. Parliśmy, parliśmy - bo to raczej porodowe parcie przypominało, a nie jazdę samochodem - aż w końcu dotarliśmy. Dystans: 300 km. Czas dojazdu z Krakowa: 9 godzin. Średnia: 30 km/h. Z postojem na stacji benzynowej, ale to chyba i tak nowy rekord? Dobry kolarz byłby szybszy. Taki Lance Armstrong na przykład. I to bez dostępu do magazynu zakładów farmaceutycznych.

Co było, minęło, a mówiąc precyzyjniej - udało się minąć (te TIR-y w rowach, te zagotowane auta na awaryjnych) i teraz siedzę sobie na koniuszku Polski, w wiosce Chmiel, na tym małym, ostatnim naszym cypelku, z widokiem na szczyt Opołonek, najbardziej wysuniętym na południe biało-czerwonym przyczółku. Z lewej Ukraina, z prawej Słowacja. Polska za plecami, za wzgórzem. Byłem zobaczyć. No, piękna. A jeszcze piękniejsza, gdy nie sprawdza się wiadomości w internecie. Dostęp jest, ale jakoś się człowiekowi nie chce psuć nastroju chwili. Tego haju od zachłyśnięcia tlenem. Turysta z Krakowa, przyzwyczajony do oddychania mieszanką pyłów, odczuwa go w dwójnasób.

W Bieszczady zagląda już, niestety, "biały człowiek", ten ze zdolnością do rujnowania całych kultur i krajobrazów, ale rozmiar zniszczeń ciągle jest nieporównywalny z dewastacją przestrzeni dokonywanej na Podhalu. Może za daleko, może korki - oto ich jedyna dobroczynna moc. Ale już zdarza się tutaj gdzieniegdzie wielkogabarytowa zabudowa, w stylu - chciałoby się rzec - góralskim. Czyli wymurowane sześć pięter i pomarańczowy tynk.

W tej chwili szczęśliwie bieszczadzka góralszczyzna jest poza zasięgiem mojego wzroku, więc patrząc na te buro-zielone góry, na San wijący się w dole, rzeczy wracają na swoje miejsce. No, jest dla Polski jakaś nadzieja. Ludzie co prawda na zatracenie, kłótliwy naród wyrżnie się kiedyś wzajemnie, ale te Bieszczady... Tu - mówię żonie - można by przetrwać apokalipsę. Ostatnio tak trochę o niej myślę (o apokalipsie, choć o żonie czasem też) i spakowałem nawet antybiotyki, tak na wszelki wypadek. Z literatury i kina wyniosłem jedną lekcję: w sytuacji ostatecznej broń się znajdzie, problemem zawsze są lekarstwa.

Początek listopada to dobry moment na rozmyślania o końcu. Dziecięce lęki oswajamy wycinając potwory z dyń, czerpiąc z tradycji pogańskich, dorosłe zapijamy winem zgodnie z bardziej chrześcijańską tradycją. Na tym bieszczadzkim cypelku robimy obie te rzeczy, ale w nieco radośniejszym wydaniu. Koniec wydaje się tu czymś równie odległym, co naturalnym. Bardziej przeraża mnie powrót samochodem do domu. W niedzielę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska