Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edyta Ropek uzależniona od biegania. Po ścianach

Redakcja
Edyta Ropek: - Uwielbiam startować, uwielbiam atmosferę rywalizacji
Edyta Ropek: - Uwielbiam startować, uwielbiam atmosferę rywalizacji FOT. Władysław Morawski
Drobna, ale silna z niej kobieta. Dosłownie. Na jednej ręce potrafi podciągnąć się dziesięć razy, a na dwóch pięćdziesiąt. A może o wiele więcej? Ostatnio nie liczyła. Bo żeby jej trening miał sens, musi podciągać się z ponad 50-kilowym ciężarem przytroczonym do pasa. O Edycie Ropek pisze Przemysław Franczak.

Większość facetów przegrałaby z nią na rękę. - Ale akurat takich wyzwań mężczyźni mi nie rzucali - uśmiecha się Edyta Ropek, tarnowianka, legenda polskiej, i nie tylko, wspinaczki sportowej. - Były za to inne.
Kiedyś założyła się z dwoma wspinaczami o to, kto więcej razy podciągnie się na drążku. Dała im fory - ich wyniki się sumowały.

- Ha, pamiętam ich miny, jak przegrali. Była kupa śmiechu, bo wydawało im się, że wygrają bez większego wysiłku, a ja pobiłam ich chyba o dwa podciągnięcia. To były początki mojego zawodowego wspinania i jeszcze nie wiedzieli, na ile mnie stać - opowiada z błyskiem w oku Edyta.

W osiem sekund na szczyt

Spotykamy się w jej królestwie - ścianę wspinaczkową postawiła w budynku starej kotłowni na terenie tarnowskich Zakładów Mechanicznych. Nie chodziło jednak o industrialny klimat. Po prostu niełatwo jest znaleźć halę, w której można ustawić 15-metrową konstrukcję.

Wysoko. Wprawiony wspinacz na szczyt ściany wyjdzie w 20-30 sekund, sprawnemu amatorowi na łatwiejszej drodze może to zająć ponad dwie minuty. Jej wystarczy osiem sekund. Zresztą w jej konkurencji, czyli wspinaczce na czas - takim sprinterskim wyścigu, w którym startuje dwóch uczestników - zawodnicy nie mówią, że się wspinają. Oni biegają. Tyle że pionowo w górę.

Edyta wybiegała sobie w ten sposób mnóstwo trofeów (m. in. trzykrotnie zdobyła Puchar Świata, dwa razy była mistrzynią Europy, raz wicemistrzynią świata) i miejsce w historii polskiego sportu.

- Kiedyś czułam potrzebę tłumaczenia ludziom, że wspinaczka to normalny sport, a ja jestem normalnym, ciężko trenującym sportowcem. Ale teraz już tego nie robię. Jestem dumna, że to taka wyjątkowa dyscyplina. Niedawno brała udział w Igrzyskach Sportów Nieolimpijskich. Była kapitanem polskiej reprezentacji. Przed wylotem do Kolumbii podczas uroczystej ceremonii odebrała od prezydenta RP Bronisława Komorowskiego biało-czerwoną flagę.

- Byłam dumna, że jesteśmy traktowani na równi z innymi sportowcami - zwierza się. Niewiele jednak brakowało, a w Kolumbii by nie wystartowała. Trzy miesiące wcześniej podczas treningu uszkodziła sobie prawe kolano. Diagnoza: zerwanie więzadła krzyżowego. Konieczna operacja i rekonstrukcja.

- W momencie kiedy dowiedziałam się, że przy takim urazie pełny powrót do zdrowia następuje po około roku, byłam w szoku. Powiedziałam sobie jednak: nie zgadzam się, muszę to zrobić szybciej. No i zrobiłam, choć tylko mój rehabilitant i lekarz wiedzą, ile mnie to kosztowało wysiłku i determinacji - wzdycha. - Ale ze mną jest tak, że jak się do czegoś zabieram, to muszę dotrzeć do celu.

Zawsze taka była. Sukcesy zaczęła odnosić, bo po prostu tak sobie w pewnej chwili postanowiła. Byli tacy, którzy pukali się w głowę. - Słuchaj, masz dwadzieścia pięć lat, jest za późno, nic z tego nie będzie.
Pokazała, że się mylili.

Ostatni będą pierwszymi

Swój pierwszy raz na ścianie pamięta dobrze. Połowa lat 90., miała 16 lat. Inne czasy. Dziś w każdym większym mieście nowoczesnych ścian wspinaczkowych jest do wyboru, do koloru, ona wtedy przyszła do sali gimnastycznej, w której chwyty były przykręcone do zwykłej, lakierowanej ściany. - Weszłam do samej góry i byłam wniebowzięta, że się udało. Dla dziewczyny, która wcześniej nie chodziła po górach, to było wielkie przeżycie - opowiada.

Zaczęła się wspinać regularnie, choć początkowo nie planowała, że to będzie jej sposób na życie. - Kiedyś jednak, gdy oglądałam mistrzów, którzy zdobywali medale, a ja zajmowałam ostatnie miejsce w tabelach, pomyślałam sobie: kurczę, zrobię to, po prostu to zrobię. Chcę tam być, chcę to osiągnąć - uśmiecha się.

Decydujący zwrot akcji miał miejsce po studiach. Na Uniwersytecie Jagiellońskim ukończyła z wyróżnieniem ochronę środowiska (specjalizacja: hydrobiologia). To tej druga pasja. Mogła zostać na uczelni, robić doktorat. Pojechała jednak do Niemiec na mistrzostwa świata, zdobyła brązowy medal. Pierwsze wielkie trofeum. Książki i polska nauka musiały zaczekać.

- Ten medal zmienił wszystkie plany. Pomyślałam sobie: jak nie teraz to nigdy, wejdę w to na maksa. Odłożyłam swój zawód, ale jak skończę karierę, to chciałabym do niego wrócić. Sport czekać nie mógł, a w tych rzekach mogę brodzić nawet po 80-tce - śmieje się.

Stan uzależnienia

Upór zaprowadził ją wysoko. - Jeżeli człowiek czegoś bardzo mocno chce, to potrafi zrobić rzeczy, o które się wcześniej nie podejrzewał - powtarza. W listopadzie skończy 33 lata, ale nadal ma w sobie młodzieńczy zapał. - Nauczyłam się, że granice można łamać. Dawniej usłyszałbyś, że w tym wieku o dobrych wynikach we wspinaczce na czas można zapomnieć. Ja te limity przesuwam - twierdzi.

Wiele osób ze środowiska wspinaczkowego powątpiewa, że będzie w stanie wrócić do dawnej formy po tak ciężkiej kontuzji. Tyle że ona opiniami sceptyków od dawna nie zawraca sobie głowy. - Zastanawiałam się kiedyś, co jest sukcesem. Sukcesem nie jest, gdy stoisz na podium, bo to jest chwila. Sukces rodzi się jak jesteś na dole, w momencie, w którym postanawiasz, że teraz zaczynasz iść na szczyt. To jest umiejętność podnoszenia się i zdobywania tego, co się chce. I dotyczy to nie tylko sportu.

Na razie nie startuje, tylko haruje. Dzień w dzień. - Ta kontuzja była moim najtrudniejszym doświadczeniem. Tym bardziej że byłam wtedy w życiowej formie. Ale to, co się stało, dało mi zupełnie inne doświadczenia i zbudowało mnie psychicznie od nowa. Dzięki tej kontuzji wytrenowałam siebie od strony mentalnej. I tak sobie myślę, że bez tej kontuzji nie byłoby to możliwe - zauważa. - Ta przerwa pozwoliła mi też dostrzec, że zaczęłam wpadać w rutynę, że zapomniałam, po co to wszystko robię.

- Po co?
- Dlatego, że uwielbiam startować, lubię atmosferę rywalizacji, pokonywać siebie, rywalki. Zawodnicy w każdej dyscyplinie przeżywają stan przepływu - flow. Ten stan jest uzależniający. Kiedy startujesz, to nie pamiętasz, jaki to był dzień, jaka data, kto tam był, co tam się działo. Ma się takie zaniki pamięci, bo jest się w stanie takiej euforii i koncentracji.

Przeżyła to właśnie w Kolumbii. Start na igrzyskach w Cali potraktowała jak nagrodę. Nie nastawiała się na wynik, wiedziała, że po trzech miesiącach od kontuzji szansy na zwycięstwo nie ma. Zajęła 12. miejsce, ale ważniejsze było coś innego.
- Cieszyło mnie tam wszystko. Jak zobaczyłam rywalki, to śmiałam się jak nienormalna. Tu stres, zawody, a ja uśmiechnięta od ucha do ucha. Znowu poczułam radość.

Serialowa popularność

Wspinaczka nie jest dochodowym sportem. Ministerialne dotacje ledwo starczają na wyjazdy, trenerów opłaca sama, nagrody też nie rzucają na kolana. Bez sponsorów zginiesz. - Mam to szczęście, że wspiera mnie parę firm, bo trudno byłoby znaleźć pracę, która pozwalałaby kontynuować karierę.

Jej kilkuosobowy team wie jednak, jak się wokół spraw zakręcić. Marketing, nowe media. W ostatnich latach wydeptali wiele ścieżek dla wspinaczki w Polsce. Między innymi dzięki wynikom Ropek ten sport się bardzo u nas rozwinął, o wspinaczce zaczęło się mówić nie tylko w gronach zapaleńców. Teraz jest to modna rozrywka. - Ale najwięcej robią seriale telewizyjne - zaskakuje Edyta. - Jak w którymś pojawia się epizod ze ścianką wspinaczkową, to potem od razu przychodzi do nas więcej ludzi.

Czasem przypadkowych. - Jak przychodzą panie z takimi ładnym paznokciami, to nie wiem, czy wychodzą potem szczęśliwe - śmieje się. - Bo to jest tak: albo paznokcie, albo wspinanie. Ja to chyba nigdy nie miałam zrobionych paznokci. Wolę nie straszyć manikiurzystek, no i to byłyby pieniądze wyrzucone w błoto.

Inne minusy? - Wspinacze mają grubą skórę na dłoniach. W domu rodzina jest zawsze zszokowana, kiedy jak gdyby nigdy nic przenoszę w ręce gorącą szklankę... Końca kariery jeszcze nie planuje, ale plany na później ma. Poza hydrobiologią - sport. Dużo sportu.

- Kręcą mnie ultramaratony, bardzo podoba mi się też takie wspinanie typowo górskie, z czekanem i plecakiem. Jednak myślę, że to daleka przyszłość. Na razie mam przed sobą inne wyzwania.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska