Klimatyczna pracownia
Złotnika odwiedziliśmy w 2017 r w jego 20-metrowej pracowni przy ul. Kościuszki, obstawionej słoikami z kwasami do wytrawiania złota i srebra, z mnóstwem penset, kleszczyków, nożyc, pilników, z fajklubą (ręcznym drewnianym imadełkiem) i fajnaglem - wysuniętym z blatu kołkiem, na którym piłuje i wierci.
Dwa kroki dalej - dygestorium, czyli mebel pracowni chemicznej, z okapem i wyciągiem. Wygląda całkiem jak w kuchni, zwłaszcza że wannę galwaniczną, w której złotnik zanurza posrebrzane przedmioty, stanowi po prostu duży garnek. Jeszcze stanowisko ze szczotkami mosiężnymi, do kracowania, czyli wstępnego polerowania. W kącie szafa pancerna, na ścianie - plakat z Alfa Romeo (zdradza nieco zainteresowania rzemieślnika, który jest też sędzią sportu samochodowego i kocha rajdy).
To w takim otoczeniu powstawała całkiem nowa biżuteria, ale przede wszystkim odzyskiwały blask przynoszone przez klientów sfatygowane przedmioty. Od wytartych pierścionków, przez porysowane cukiernice, dziurawe mszalne kielichy, monstrancje, z których zeszło złoto. Trafiały do kąpieli galwanicznej, a po chwili (np. pierścionek po dwóch, trzech zanurzeniach na kilka sekund) wychodziły z niej pokryte srebrem lub złotem.
Od informatyka do złotnika
Z wykształcenia jest informatykiem, ale - jak mówi - kończył informatykę w latach 70., kiedy dobry komputer wykonywał właściwie te same działania, co dzisiaj kalkulator. Wspomina, że na stażu proponowano mu nieduże pieniądze, a planował założenie rodziny. Wtedy najbliżsi rzucili: może byś spróbował pobawić się biżuterią? - A miałem ku temu jakieś predyspozycje, smykałkę do precyzyjnych rzeczy, zajmowałem się szopkarstwem, startowałem wielokrotnie w konkursie szopek - dorzuca złotnik.
Wszystkie szczeble zawodowe
To było 40 lat temu. Dostał się na kurs do spółdzielni jubilerskiej Imago Artis, a ponieważ instruktorzy uznali, że ma talent, zaproponowano mu pracę. W spółdzielni przeszedł wszystkie szczeble zawodowe. Od jednego ze starszych współpracowników dostał też tam cenną podpowiedź: żeby spróbował również galwanizacji, nauczył się jej, bo może się z czasem zdarzyć, że nie będzie zapotrzebowania na wykonywanie i naprawy biżuterii, ale z kolei ludzie będą chcieli odnawiać stare rzeczy - cukiernice, sztućce, tace, patery, wszelakiego rodzaju galanterię, a kościoły - naczynia liturgiczne. Skorzystał z tej rady.
W 1990 roku zmiana ustrojowa sprawiła, że musiał się usamodzielnić i wraz z kolegą z firmy otwarli zakład przy Kościuszki 20. Miała to być tymczasowa lokalizacja, planowali za rok, dwa lata, przenieść się w bardziej eksponowane miejsce, jak Sławkowska, Rynek... Ale rzeczywistość sprowadziła ich nas na ziemię, zresztą po dziesięciu latach wspólnik zmarł i Wojciech Talaga został sam w pracowni.
Pogrzeb Mistrza Talagi odbędzie się w dniu 4.10.2023 o godzinie 12.20 na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Co Polacy sądzą o programie Przyjazne Osiedle - sonda

- Wędkarstwo to nie hobby, to styl życia! Najlepsze memy o wędkarzach
- Romantyczna Małopolska na rocznicę. W tych miejscach serce może zabić mocniej
- Morskie Oko i Rysy w godzinach szczytu. Oto najlepsze memy o turystach w Tatrach!
- Atrakcyjne nowe kąpielisko pod Krakowem. Woda, molo, plaże ZDJĘCIA
- Miasta rozwodników w Małopolsce. Tu małżeństwa rozpadają się najczęściej
- Tak mieszkają Iwona i Gerard z "Sanatorium miłości". Oto dom słynnej pary seniorów