WIDEO: Trzy Szybkie
Po reformie systemu emerytalnego w 1999 r. wszyscy pracujący w Polsce mieli podlegać tym samym, sprawiedliwym, zasadom: ile składek zgromadzisz na swoim indywidualnym koncie emerytalnym w latach swej kariery zawodowej, tyle na stare lata otrzymasz w formie emerytury. Ludzie pracujący ciężko i przez wiele dekad mieli prawo liczyć na to, że ich świadczenia będą odpowiednio wyższe od świadczeń tych, którzy nie podjęli podobnego trudu.
Zrzutka pielęgniarki i elektryka na górnika
Pod naciskiem wpływowych, najbardziej uzwiązkowionych grup zawodowych politycy poczynili jednak w tym systemie kilka poważnych wyłomów, m.in. zupełnie wyłączeni zostali z niego mundurowi (policjant przed pięćdziesiątką wciąż może liczyć na emeryturę wyższą niż 98 procent „normalnych” 65-latków o 45-letnim stażu w ZUS), a górnikom przyznano kontrowersyjne przywileje - przeciętny 45-letni górnik dostaje ponad 4 tys. zł emerytury, co jest kwotą nieosiągalną dla 85 proc. „normalnych” emerytów i 95 proc. emerytek; żeby było jeszcze ciekawiej, to owi „normalni” pokryli większość należnych składek kopalń do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, bo państwowe spółki węglowe w ciągu ostatnich trzech dekad przynajmniej cztery razy bankrutowały i trzeba było im umorzyć wielomiliardowe składkowe zaległości.
Efekt jest taki, że np. pielęgniarka po 40 latach ciężkiej harówki w szpitalnym oddziale może liczyć na świadczenie w wysokości około 1,8 tys. zł, elektryk lub mechanik z takim samym doświadczeniem zawodowym – na 2,8 tys. zł, zaś górnik z dwukrotnie niższym stażem (ale pod ziemią) – na… 4,6 tys. zł.
CZYTAJ TAKŻE: POLKI PÓJDĄ NA EMERYTURY W WIEKU 53 LAT, A POLACY 58?
Warto dodać, że przedsiębiorca po 40 latach płacenia składek dostaje niecałe 2 tys. zł emerytury… Widać wyraźnie, że przedstawiciele mniej wpływowych i hałaśliwych grup zawodowych zrzucają się od lat na relatywnie „wypasione” świadczenia byłych pracowników kopalń – i to niekoniecznie tych dołowych, bo przywilejami objęci są także m.in. funkcyjni związkowcy i dyrektorzy prowadzący w klimatyzowanych biurach szkolenia z ratownictwa.
Kwoty, czyli kupowanie wyborców
PiS dokonał w systemie tzw. zdefiniowanej składki kolejnych wielkich wyłomów. Pierwszym było wprowadzenie tzw. mieszanej, czyli kwotowo-procentowej, waloryzacji świadczeń. Jak to działa?
Przeprowadzona 1 marca 2019 roku operacja polegała na podwyższeniu kwoty standardowego świadczenia o 2,86 proc., jednak „nie mniej niż o kwotę 70 zł”. PiS przyjął takie rozwiązanie, by nie drażnić znacznej części swego elektoratu. Bez waloryzacji kwotowej osoby otrzymujące świadczenie w wysokości do 1200 zł (a dotyczy to m.in. jednej piątej kobiet w ZUS i prawie połowy w KRUS) dostałyby podwyżkę w wysokości od kilku do 30 zł „na rękę”. A tak każda dostała 70 zł brutto (ponad 60 na rękę).
Jak podaje ZUS, z waloryzacji o 2,86 proc. skorzystało w sumie 29,3 proc. świadczeniobiorców (emerytów i rencistów), zaś z kwotowej, o 70 zł, aż 70,7 procent. W szczegółach wygląda to tak, że zarówno ten, kto wypracował sobie w życiu przez np. 40 lat pracy zawodowej 2,5 tys. zł emerytury, jak i ten, kto po 20 latach płacenia składek dostaje 1,1 tys. zł – otrzymał podwyżkę świadczenia o 70 zł. Nasz Czytelnik, który przepracował w krakowskiej hucie dokładnie 46 lat i przeszedł na emeryturę w wieku 66 lat, dostał 140 zł podwyżki, czyli zaledwie dwa razy więcej niż ten, kto otrzymuje emeryturę minimalną.
Sprawiedliwe? – Zdecydowanie to jest granda i rozbój na tych, którzy długo i ciężko harowali – uważa nasz Czytelnik. Ale rozumie polityczne kalkulacje: osób zainteresowanych „urawniłowką” jest więcej niż zwolenników zasady „ile sobie wypracowałeś, tyle dostaniesz”. Mieszana waloryzacja („granda”) polega bowiem na sięganiu po pieniądze należne tym, którzy pracowali najdłużej i odłożyli najwięcej składek. A to jest z natury – mniejszość.
W 2020 roku wszystko odbędzie się podobnie jak w 2019: od 1 marca emerytury i renty wzrosną o 3,56 proc., ale nie mniej niż o 70 zł brutto. Z waloryzacji kwotowej skorzystają zatem wszyscy, których świadczenie nie przekracza 1966 zł brutto. To ponad 5 mln osób, głównie kobiet.
CZYTAJ TAKŻE: EMERYTURY STAŻOWE - KOSINIAK-KAMYSZ CHCE DAĆ, A DUDA NIE?
Waloryzacje kwotowe nie są wynalazkiem PiS – uskuteczniał je już pierwszy rząd PO-PSL, ale w 2012 r. Trybunał Konstytucyjny uznał to za niezgodne z prawem. Czy system mieszany jest zgodny z ustawą zasadniczą? Tego zapewne nigdy się nie dowiemy. Jest bowiem skrajnie mało prawdopodobne, by ktokolwiek zwrócił się z tą kwestią do obecnego TK i jeszcze mniej realne, by ów TK, z Julią Przyłębską, „odkryciem towarzyskim” Jarosława Kaczyńskiego, podważył sztandarowy program PiS.
Czy się stoi, czy się leży
Ów mieszany system prowadzi do coraz większego spłaszczenia emerytur. To oczywiste: te wyższe rosną ciągle wolniej niż najniższe. Nakłada się na to wprowadzony przez PiS system trzynastek (w tym roku zostaną wypłacone po raz drugi), a ostatnio także – czternastek (te mają ruszyć od 2021 roku). Trzynastki są wypłacane wedle dobrze znanej z czasów komunizmu zasady: wszystkim po równo; krytycy tego rozwiązania przywołują wręcz peerelowską maksymę „Czy się stoi, czy się leży, 1200 się należy”.
System czternastek ma pójść w „urawniłowce” jeszcze dalej: świadczenie w pełnej wysokości otrzymają jedynie ci, których świadczenia nie przekraczają 2,9 tys. zł. Reszta dostanie zasiłek odpowiednio pomniejszony (zgodnie z zasadą „złotówka za złotówkę”).
Zatem osoba, która wypracowała sobie przez całe zawodowe życie np. 600 zł emerytury, otrzyma z ZUS (i KRUS) co miesiąc 1200 zł (bo tyle wyniesie od 1 marca 2020 r. minimalna emerytura), a następnie 1200 zł trzynastki i 1300 zł czternastki (ok. 1063 zł netto). Natomiast osoba, która wypracowała sobie 3 tys. zł emerytury otrzyma co miesiąc 3 tys. zł emerytury, a następnie 1200 zł trzynastki i 1200 zł czternastki. Ta druga, „bogata”, może też liczyć w kolejnych latach na relatywnie niższe waloryzacje świadczeń niż ta pierwsza, „uboga”.
Spłaszczanie wysokości świadczeń widać wyraźnie w tabelach ZUS, także regionalnych.
O ile średnie zarobki w poszczególnych województwach mocno się różnią - na Mazowszu jest to 6,1 tys. zł, w Małopolsce 5,1 tys. zł, a w leżącym między nimi Świętokrzyskiem niespełna 4,3 tys. zł – to w wysokości emerytur różnic nie ma prawie wcale: na Mazowszu ZUS wypłaca przeciętnie niecałe 2,5 tys. zł, w Małopolsce ponad 2,3 tys. zł, a w Świętokrzyskiem prawie 2,2 tys. zł.
Można się spodziewać, że polityka PiS doprowadzi w kilka lat do całkowitego wyrównania stawek – w imię dodawania „biednym” kosztem „bogatych”. Problem w tym, że koszty życia w Warszawie czy Krakowie są znacznie wyższe niż w Kielcach – i to może być nie lada wyzwaniem dla emerytów w metropoliach…
Politycy PiS zdają się tym jednak nie przejmować, bo generalnie nie lubią metropolii (z wzajemnością), a dopieszczanie własnego elektoratu kosztem mieszkańców dużych miast oraz seniorów relatywnie bardziej zasobnych dzięki długotrwałej i dochodowej pracy, leży w interesie partii rządzącej.
- O ile zasadna jest polityka podwyższania najniższych świadczeń, aby zwalczać ubóstwo ludzi starszych, o tyle zasada „ekstra emerytury dla wszystkich” budzi zasadnicze zastrzeżenia, ponieważ podważa kluczowy filar reformy ubezpieczeń społecznych z 1999 r., czyli zasadę zdefiniowanej składki. Oznacza ona, iż świadczenie emerytalne jest pochodną zgromadzonych składek podczas lat pracy i oczekiwanej długości życia. Tę zasadę należy umacniać, na niej zasadza się finansowa stabilność systemów emerytalnych krajów rozwiniętych – apeluje dr Wojciech Nagel, ekspert BCC ds. ubezpieczeń społecznych, członek rady nadzorczej ZUS. Zapewne – bezskutecznie.
Hodowanie wdzięcznego elektoratu
Dodatkowy paradoks systemu stworzonego przez PiS polega na tym, że za rządów tej partii radykalnie przybyło osób pobierających najniższe świadczenia. Wynika to m.in. z faktu, że po powtórnym obniżeniu wieku emerytalnego w 2016 r. - do 65 lat dla mężczyzn i 60 lat dla kobiet (Polska jako jedyna w świecie wykonała taki ruch, wszystkie kraje czynią dokładnie odwrotnie) - przybyło nam w krótkim czasie ponad milion emerytów o relatywnie krótkim stażu pracy (u Polek tylko nieznacznie przewyższa on 30 lat). A krótki staż przy młodym wieku przejścia na emeryturę oznacza w 90 proc. wypadków minimalne świadczenie – czyli 1,1 tys. złotych (1,2 tys. od marca).
Z najnowszych analiz ZUS wynika że ponad 60 procent polskich emerytek dostaje mniej niż 2 tys. zł brutto emerytury, przy czym jedna trzecia z nich – mniej niż 1400 zł brutto i ten odsetek stale rośnie. Część ekspertów sądzi, że to jest… klucz do systemu stworzonego przez PiS: dla osób o tak niskich dochodach „podarowane łaskawie przez rząd” trzynastki i ewentualne czternastki stanowią nie lada wsparcie – co może, a nawet powinno rodzić wdzięczność. Im więcej wdzięcznych, tym lepiej.
Końcowym efektem takiej polityki będzie jednak… „emerytura standardowa”: w identycznej wysokości dla wszystkich, niezależnie od stażu pracy i wysokości odprowadzonych do systemu składek (choć pewnie przyjaciele i znajomi rządu, w tym mundurowi i górnicy, mogą tu liczyć na wyjątki).
Postępująca urawniłowka powoduje silną frustrację u osób rzetelnie i ciężko pracujących, a w efekcie zniechęca je do opłacania składek, zachęca zaś do różnych form „optymalizacji”. Po co bowiem harować i płacić państwu horrendalny haracz, skoro i tak – „czy się stoi, czy się leży…” Dlatego PiS wyposażył służby oraz organy kontrolne i represyjne, z prokuraturą na czele, w narzędzia służące ściganiu wszystkich tych, którzy próbowaliby cokolwiek „optymalizować”. Budowany przez rząd system musi się przecież finansowo spinać, a – wbrew powszechnemu przekonaniu tzw. suwerena – rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy.
- Sekrety stadionu Wisły Kraków. Nieznane zakamarki! [ZDJĘCIA]
- Tu wiedzą, jak się "polewa". Wsie z alkoholem w nazwie
- Czy znasz tablice rejestracyjne z Małopolski? [QUIZ]
- GIS ostrzega przed koronawirusem. Sprawdź listę krajów
- A może zamieszkać na wsi? Wystarczy niespełna 100 tys. zł!
- Jak Trasa Łagiewnicka zmieni Kraków? Zobacz jej wizualizacje
