

MECZ DOBRY, MECZ ZŁY, MECZ DOBRY, MECZ ZŁY…
Forma Wisły Kraków w ostatnim czasie mocno faluje. Zagrała świetny mecz z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza, by kilka dni później rozczarować w Łęcznej w starciu z Górnikiem. Zagrała bardzo dobrze w Płocku, by w poniedziałek wieczorem znów rozczarować. „Biała Gwiazda” ma możliwości, ma jakość, ale jej największym problem wydaje się być stabilizacja formy. Bez tego nie będzie mowy o realizacji żadnych długofalowych celów. Bo, żeby je realizować, trzeba umieć wygrywać seriami. A dzisiejsza Wisła tego kompletnie nie potrafi.

PROBLEM NA BOKACH
Były oczywiście mecze, w których skrzydłowi Wisły Kraków dawali drużynie konkrety w postaci asyst czy nawet goli. Generalnie jednak „Biała Gwiazda” ma mimo wszystko problem, bo zawodnicy, którzy tutaj grają, są trochę takimi typami piłkarzy, że potrafią narobić sporo dymu, ale ognia z tego wiele nie ma… Wystarczy popatrzeć, ile goli strzelili skrzydłowi Wisły w tych sezonie ligowym. Raptem trzy. Dwie Tamas Kiss i jednego Jesus Alfaro. Asysty? Też szału nie ma. Raptem pięć, co biorąc pod uwagę, że mamy listopad nie jest olśniewającym wynikiem. Cztery ma na koncie Angel Baena, jedną Frederico Duarte. Generalnie jednak, Wiśle potrzeba zdecydowanie więcej konkretów jeśli chodzi o boki boiska.

BOCZNI OBROŃCY, TEŻ SZAŁU NIE BYŁO
Jeśli skrzydłowi mają problem, bo są podwajani, momentami potrajani w kryciu, a tak robiły Tychy, to muszą mieć wsparcie od bocznych obrońców, żeby robić przewagi. W meczu z GKS-em tego zabrakło, bo zarówno Rafał Mikulec jak i Giannis Kiakos nie mieli dobrego dnia.