Choć większość słuchaczy poznała go dopiero, gdy na początku lat 80. dołączył do Budki Suflera, tak naprawdę zaczynał karierę wcześniej. I co ciekawe - nie miał nic wspólnego z rockiem. Początkowo chciał być estradowym szansonistą w typie Krzysztofa Krawczyka. I był na dobrej drodze do zrealizowania tych marzeń. W 1977 roku wygrał festiwal piosenki radzieckiej w Zielonej Górze, a rok później zaśpiewał w Opolu sentymentalny przebój "Peron łez".
I wszystko potoczyłoby się nie inaczej, gdyby w tym czasie Budka Suflera nie rozstała się z Romualdem Czystawem. Lider grupy zaczął się bowiem rozglądać za nowym wokalistą.
- Romek Lipko usłyszał moją piosenkę i pomyślał, że mój głos świetnie by pasował do jego nowej kompozycji "Jolka, Jolka, pamiętasz" - wspomina Andrzejczak. - Spróbowaliśmy i wyszło świetnie. Idąc za ciosem, nagraliśmy jeszcze dwa inne utwory - "Czas ołowiu" i "Noc komety". Ważną rolę odegrały tu adekwatne do tamtych czasów teksty.
Chociaż wydawało się, że Andrzejczak zostanie w Budce Suflera na dłużej, tak się jednak nie stało. Do zespołu powrócił Krzysztof Cugowski i nagrał swój wokal do kompozycji przeznaczonych dla wcześniejszego frontmana.
- Żałuję dzisiaj, że nie powstała wspólna płyta Budki z Felkiem. Przyznaję się jednak szczerze, że nie bardzo wtedy wiedziałem, jak ugryźć jego głos. Tak niesamowicie wkomponował się w pamiętną "Jolkę", że wszystkie późniejsze próby zaistnienia z innym zespołem były źle przyjmowane przez fanów. Trochę w tym mojej winy, a z drugiej strony - obiektywna zaszłość - opowiada Lipko.
Andrzejczak zadebiutował solo ponownie w 1987 roku. "Czas przypływu" to jego pierwsza płyta od pięciu lat. Jej producentem jest dawny muzyk Budki Suflera - Mietek Jurecki.
- To jeden z najlepszych albumów, jakie nagrałem. Polecam go wszystkim, a dedykuję mojej żonie Jadwidze - mówi o swoim najnowszym krążku Felicjan Andrzejczak.
Napisz do autora:
[email protected]
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+