W XXI wieku do walki z szarańczą zaprzęgnięto satelity. Z orbity można śledzić miejsca, gdzie zaczątki stada zaczynają się rozmnażać i reagować nim owady ruszą w makabryczną wędrówkę. Kosmiczny zwiad, przynajmniej w założeniu, pozwoli przeprowadzić uprzedzające uderzenie chemiczne na insekty z miesięcznym przynajmniej wyprzedzeniem. Jest o co powalczyć. Rój owadów zajmujący tylko jeden kilometr kwadratowy liczy kilkadziesiąt milionów owadów. W ciągu doby mogą pożreć zielone plony wystraczającą na posiłek dla trzydziestu pięciu tysięcy osób.
To tylko stado przeciętnej wielkości, a bywają wielokroć liczniejsze. Jak widać od czasów biblijnej plagi zesłanej przez Boga na niepokornych Egipcjan niewiele się zmieniło. Szarańcza wciąż jest groźna i jak dawniej pozostawia po sobie ziemię pozbawioną śladów zieleni. Swoją drogą to bardzo dziwne. Na naszych oczach giną pożyteczne pszczoły zmasakrowane przez rolniczą chemię, a zwyczajna szarańcza gra ludziom na nosie…
