Jadą, jadą miiiiisie! Puszek okruszek. A to jest dziecinka mała, tralalala itp. Przy okazji tych zabaw maminsynki i przylepy tatusiów przeistaczają się z nieogarów w ogary (Tato, zawiązałam but!). I zapalają do dalszej nauki.
Ów zapał jest na początku drogi ważniejszy od samej wiedzy. Zostaje w człowieku na całe życie. I właśnie on decyduje dziś o sukcesie. W każdym wieku. W każdym fachu. Na każdym stanowisku (chyba że chodzi o Misia z partyjnej nominacji).
Obowiązkowa edukacja przedszkolna i wczesnoszkolna wyrównuje szanse dzieciaków pochodzących z różnych miejsc i środowisk, a jednocześnie pozwala im płynnie wejść w kolejny etap życia. Kto nie wierzy, niech 1 września obserwuje pierwszoklasistów, którzy chodzili wcześniej do przedszkola i tych, którzy nie chodzili.
We Francji reforma nie oznacza drastycznej zmiany: już dziś 98 proc. dzieci rozpoczyna edukację właśnie w wieku trzech lat. W Polsce taki wskaźnik udało się uzyskać jedynie w metropoliach. Na wsiach jest to 65 proc. (wśród trzylatków 47 proc.) Powód: brak placówek lub miejsc.
W Luksemburgu obowiązkowa edukacja SZKOLNA obejmuje dzieci czteroletnie, w Bułgarii, Holandii, Litwie i Wielkiej Brytanii – pięcioletnie. Współczesny dzieciak jeszcze dobrze nie chodzi, a już obsługuje tablet. Czy ktoś słyszał o kursach maszynopisania? Nie, bo trzyletni smyk śmiga po klawiaturze z prędkością błękitnego lasera. Skoro tak, to czemu nie miałby wraz z innymi poznawać bajek i piosenek, a przy okazji literek i cyferek?
My, na przekór globalnym trendom, „uratowaliśmy maluchy” przed zbyt wczesną nauką, podwyższając obowiązkowy wiek do lat siedmiu. Złośliwiec rzekłby, że przed obecną szkołą faktycznie trzeba dzieci ratować, i to najlepiej do końca życia, ale ja nie jestem złośliwy i poprzestanę na stwierdzeniu, że być może dzięki temu pociechy nasze będą szczęśliwsze. Wprawdzie nie ma na to żadnych naukowych dowodów, ale my ostatnio oddajemy się wierze i fakty dostają od niej łupnia.
Sęk w tym, że obecne dzieci, już jako dorośli, w końcu zauważą, iż rozpoczęta i skończona później edukacja odbija się na ich życiu, w tym dochodach. Dojrzewające Polki uświadomią sobie dodatkowo, że przechodząc na emeryturę w ustawowym wieku 60. lat, obniżonym znów - a jakże - na przekór globalnym trendom – będą nędzarkami. No, chyba że zgromadzą oszczędności inne niż tzw. kapitał w ZUS. Według wyliczeń OECD, emerytury w Polsce za ćwierć wieku wynosić będą poniżej 40 proc. dotychczasowej pensji, a w przypadku kobiet - 25 proc. W innych krajach OECD będzie to średnio 63 proc., na Węgrzech… 89! Ot, czysta matematyka: bratankowie zaczynają edukację i pracę wcześnie, a na emerytury przechodzą kilka lat później.
Ciekaw jestem, jak nam to wytłumaczą rzekomi wrogowie PRL, którzy tak nieprzytomnie wiwatowali z okazji przywrócenia obowiązkowego wieku szkolnego i ustawowego wieku emerytalnego z czasów… PRL.
Przypomnijmy owym matematycznym nieogarom: Polki żyły za komuny średnio 65 lat. Teraz - 83.
Wierzę – wierzę! – że będą żyły ponad 100. I – wbrew faktom – będą miały za co.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Świetna profesja za dobre pieniądze - Barometr Bartusia (odc. 6)
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
