Takie zestawienie par wynika z tego, że zgodnie z regulaminem, jeśli w Final Four są dwie drużyny z jednego kraju, to muszą grać ze sobą. To sprawiło, że już w półfinale dojdzie do powtórki ze starcia o złoto z poprzedniego sezonu LM. Wówczas w Berlinie Zenit wygrał 3:0 z Asseco Resovią. Teraz rosyjski zespół też jest faworytem. Trener rzeszowian Andrzej Kowal ma swoją receptę na sukces.
- Do meczu trzeba podejść ze spokojną głową, uśmiechem na twarzy i połączyć to z maksymalną agresją w grze i wiarą w pokonanie tego zespołu. Jeśli stworzymy sobie zbytnią presję, może z tego nic nie wyjść. Jeśli Zenit zagra na 100 procent, my damy z siebie 110 - mówi szkoleniowiec. - Jesteśmy gospodarzami turnieju i wiemy, jakie są wobec nas oczekiwania. Mieliśmy w tym sezonie różne mecze, ale w ostatnich widać było, że forma jest równa. Gdybyśmy rozbili zespół rywali na czynniki pierwsze, to mają nad nami przewagę, ale to nie świadczy o tym, że wygrają - dodaje
Jak dodaje, w klubie zdają sobie sprawę, że najwięcej szkody może im wyrządzić Kubańczyk, mający także polskie obywatelstwo (związany jest z... Rzeszowem), Wilfredo Leon.
- Na pewno jest to świetny siatkarz, ale na niego też możemy znaleźć sposób. To nie jest maszyna, człowiek, który nie popełnia błędów. W poprzednim finale zagrał bardzo dobrze. Mamy to doświadczenie i głęboko wierzymy, że jesteśmy w stanie go zatrzymać, tak jak zrobiła to Skra (ekipa z Bełchatowa w fazie pucharowej LM wygrała w Kazaniu 3:2, ale u siebie później przegrała 0:3 i odpadła - przyp.), czy inne zespoły rosyjskie. Oglądaliśmy kilka spotkań.
- Są cztery bardzo mocne zespoły, jeśli będzie trochę szczęścia, to każdego stać na zwycięstwo. Musimy zrobić wszystko, żeby to szczęście było po naszej stronie - mówi kapitan rzeszowian Oleg Achrem. Pomysł na Zenit? - Po prostu zagrać dobrze zagrywką i w przyjęciu, pokazać siatkówkę na wysokim poziomie. O szczegółach taktyki nie mogę powiedzieć.
Asseco Resovia liczy na wsparcie kibiców. W Rzeszowie zazwyczaj grała przy pełnych trybunach (prawie 4,5 tys. widzów), teraz widzów ma być ponad trzy razy więcej.
- Byłem na meczach mistrzostw świata w Krakowie, doping takiej publiczności faktycznie robie ogromne wrażenie. Wtedy jednak byłem na trybunach, teraz będę na parkiecie, w centrum wydarzeń. Wierzę, że publiczność nas uskrzydli - mówi Kowal.
Z kolei trener Zenitu Władimir Alekno na konferencji był bardzo oszczędny w słowach. - Wszyscy nasi zawodnicy są w formie, zobaczymy, co z tego wyjedzie - powiedział.
W elitarnych zawodach nie brakuje gwiazd światowej siatkówki. Jedną z nich jest Ivan Milijković. Serb w 2002 r. wraz z drużyną Lube Volley (klub wielokrotnie zmieniał nazwę - wówczas grał jak Luba Banca Macerata) zwyciężył w Final Four Ligi Mistrzów. Turniej odbył się w Opolu.
- Po czternastu latach wracam do Polski na Final Four. Hale tu są coraz większe, cieszę się, że ten turniej zobaczy aż tylu ludzi - mówi 36-letni Milijković. - Mieliśmy wzloty i upadki, już sam awans do tego turnieju jest sukcesem, ale nie zamierzamy na tym poprzestać.
- Byliśmy zdeterminowani, żeby wywalczyć ten awans. Chcemy wykorzystać szanse na sukces - mówi kapitan Trentino Diatec, Filippo Lanza. On już miał okazję poznać atmosferę Tauron Areny Kraków, podczas MŚ w 2014 r. - Bardzo się cieszę, że takie zawody są w Polsce, w kraju, w którym siatkówka jest bardzo popularna.
Asseco Resovia z Zenitem zagra w sobotę o 16.30, włoskie drużyny zmierzą się o 19.30. Jutro kibiców czekają: mecz o 3. miejsce (14.45) i finał (18).