Jest godzina szósta rano. Józef Łabuz karmi konie oraz bydło. Jego małżonka rozwiesza pranie, a córeczki - Gabrysia i Wiktoria - powoli się budzą. Codzienne czynności w niecodziennych okolicznościach. Rodzina Łabuzów od sześciu tygodni mieszka w lesie w Słupcu. Za dom służy im czerwony fiat cinquecento.
- Ludzie śmieją się z nas i nie wierzą, że można mieszkać w lesie. Niestety, nie mamy wyjścia. W naszym domu nie da się już mieszkać. W każdej chwili grozi mu zawalenie, a smród też jest nie do zniesienia - tłumaczy Józef Łabuz.
Jest nadzieja na to, że gehenna Łabuzów wreszcie się skończy i rodzina zamieszka w domu z prawdziwego zdarzenia. - Zaplanowaliśmy wybudowanie dwudziestu pięciu budynków. W jednym z nich może zamieszkać ta rodzina. Wojewoda złożył już wniosek. Czekamy tylko na decyzję ze strony rządu - mówi Jan Sipior, burmistrz Szczucina.
Łabuzowie ze Słupca doskonale pamiętają dzień, w którym przyszła wielka woda. Sześć tygodni temu po raz pierwszy nocowali w fiacie cinquecento. Liczyli, że szybko wrócą do domu. Niestety, mały samochód ustawiony w środku lasu jest ich jedynym schronieniem do dziś.
Czteroosobowa rodzina marzy o normalnym domu, pralce automatycznej i gorącej kąpieli. Obecnie łazienką dla Łabuzów jest las, a wanną dołek, który wyłożyli folią. Natomiast pranie pani Grażyna robi w taczkach. Najgorsze są jednak noce i sen w ciasnym cinquecento. - Co tu dużo mówić - tragedia. Ale nie mamy wyjścia. Jakoś musimy to przetrwać. Córeczki czasami nocują u siostry. Strasznie jednak tęsknią.
Pięcioletnia Gabrysia cały czas płakała i wróciła tutaj do nas. Siedmioletnia Wiktoria jest trochę dzielniejsza - mówi Grażyna Łabuz odganiając się od niemiłosiernie atakujących komarów.
W samochodzie i wokół niego znajduje się ich cały dobytek. Pilnują go dwa psy przywiązane łańcuchem do drzew. Obok stoi dziesięć krów i dwa konie.
- Mieliśmy szesnaście sztuk bydła i sześć koni. Zdechło jedno cielę i jeden koń. Resztę musieliśmy sprzedać, żeby mieć za co żyć - tłumaczy pan Józef. Niestety, na transakcji skorzystał tylko handlarz, który je odkupił. - Wiedział, że ta rodzina jest zdesperowana i potrzebuje każdego grosza. Wykorzystał sytuację odkupując zwierzęta za grosze. Tak sobie ludzie w naszym kraju dorabiają na krzywdzie innych - stwierdza z rozgoryczeniem Antoni Łabuz. Kuzyn pana Józefa jest jedną z osób, która nie pozostała obojętną na dramatyczną sytuację rodziny.
- Wiele zawdzięczamy też Marii Fijał. Pomaga nam jak tylko może. Dzięki niej możemy zjeść ciepły posiłek - dodaje Grażyna Łabuz. Na szczęście takich ludzi nie brakuje też w innych częściach Polski. Pomoc dla rodziny ze Słupca przyszła nawet z okolic Gorlic.
- Chcę serdecznie podziękować pani Marii Drożdż z Szalowej. Podczas powodzi zobaczyła męża w TVN-ie. Przekazała nam około pięciuset bali siana. Tylko dzięki niej mamy czym karmić nasze zwierzęta - mówi pani Grażyna. Właśnie z bydłem i końmi wiążą się też dwie skrajne historie.
- Muszę wspomnieć o wspaniałym czynie pana Kozioła, weterynarza z Czermina. Uratował życie moim dwóm koniom, gdy te zachorowały. Nie wziął za to nawet złotówki - dodaje pan Józef. Drugie wydarzenie miało miejsce w Boże Ciało.
- Była wtedy straszna ulewa. Ziemia zrobiła się okropnie grząska. Usłyszałem przeraźliwe odgłosy wydawane przez zwierzęta, które zaczęły się zapadać niczym w bagnie. Przez kilka godzin je ratowałem. To była prawdziwa walka. Skuteczna, ale i tak na samą myśl o tym przebiega mnie dreszcz - mówi Józef Łabuz.
Rodzina czeka na pomoc ze strony gminy. Do domu nie ma po co wracać. Budynek jest kompletnie zniszczony i może w każdej chwili runąć. Żyjący z rolnictwa Łabuzowie stracili też kilka ton zboża i niezbędny na gospodarstwie traktor.
- Mamy nadzieję, że burmistrzowi uda się nam pomóc i wybudować nowy dom. Trudno jest nam sobie wyobrazić mieszkanie w kontenerach, gdzie nie ma przecież nawet łazienki. Chcemy wychowywać nasze dzieci w normalnych warunkach - kończy z nadzieją w głosie małżeństwo ze Słupca.