- Bo ja taka gęsiarka jestem - mówi z uśmiechem Helena Brach- Bobola z Moszczenicy. - Pokochałam je jeszcze w dzieciństwie, pochodzę spod Ropczyc, ze Szkodnej, a tam moi rodzice zawsze mieli duże stado.
Małe gospodarstwo, niezbyt oddalone od centrum wsi. Blisko do sklepów, szkoły, przychodni. Tu pani Helena mieszka od początku lat 70. ubiegłego wieku. Teraz już tylko z mężem, dzieci rozjechały się po świecie. - Jak przyjechałam do Moszczenicy to zaraz zapuściłam tu gęsi - opowiada. - Mąż był im bardzo przychylny.
Jutro na stole będzie gęś faszerowana
Jesienią odbywa się zawsze gęsiobicie. Tak koło świętego Marcina, kiedy to tradycyjnie na stole powinna pojawić się gęś, pieczona oczywiście. - Gąskę to w zasadzie trzeba piec tyle godzin, ile ona waży - opowiada pani Helena. - Czyli taka czterokilogramowa to powinna spędzić w piekarniku właśnie cztery godziny. Kiedyś tak piekłam, teraz to niecierpliwa jestem i podwyższam temperaturę, więc upiecze się szybciej.
W domu pani Heleny gęś jest zawsze nadziewana farszem ze starego przepisu jej mamy. - Farsz, jakiego używam, bazuje na kaszy, do tego wątróbka z gęsi i trochę mielonego mięsa drobiowego - opowiada. - To oczywiście nie wszystko, bo bardzo ważna jest też podsmażana cebulka i sporo przypraw, dodaję też bardzo dużo majeranku, a jakie jeszcze zioła i przyprawy to pozostanie tajemnicą, którą przekażę córkom.
Gęsi z gospodarstwa pani Heleny szybko znajdują nabywców. Ludzie szukają niepaszowego mięsa. Trudno się dziwić, ona sama twierdzi, że nic nie przebije rosołu na takiej gęsinie. - Nie robię tego oczywiście tylko z gęsiny, ale tak tradycyjnie z wołowiną i włoszczyzną - mówi pani Helena.
Tęsknią za odlatującymi koleżankami
W gospodarstwie gęsi z powodzeniem mogą zastąpić psa stróżującego. - Jak tylko ktoś zbliża się go gospodarstwa to podnoszą straszny raban - mówi. -Głośno gęgają i starają się odgonić intruza, potrafią też uszczypać - dodaje rozbawiona. - Ale tylko obcych, swoich nie ruszają.
Ptaki jesienią stają się trochę niespokojne. Odzywa się w nich zew natury i wzorem swoich dzikich pobratymców chciałyby gdzieś odlecieć. - Spoglądają w górę, tam gdzie klucze tych dzikich, prężą skrzydła, ale na szczęście nie odlatują - relacjonuje.
Gęsi też przywiązują się do siebie, do stada. Gdy któraś z nich zginie, albo wyląduje w piekarniku to pozostałe smutnieją, szukają koleżanki, nawołują ją. Taki stan utrzymuje się około tygodnia. - Potem chyba się godzą z rzeczywistością - mówi pani Helena. - Bo wszystko wraca do normy.
Za gęsiarką - gęsiego, jak na gęsi przystało
Od wczesnej wiosny aż do jesieni po gospodarstwie krąży spore stadko gęsi. W tym roku było ich kilkadziesiąt. To może niezbyt wiele, ale chyba i tak dość dużo jak na lokalne warunki. - Jedną porwał mi jastrząb - mówi pani Helena. - Ale reszta doczekała do jesieni.
Od wiosny do jesieni pani Helena wyprowadza swoje gęsi na pastwisko. Ona przodem, a za nią jak to mają w zwyczaju, gęsiego - ptaki. Gęsi z Moszczenicy głównie skubią trawę. - Nie są wybredne i potrafią wyskubać trawę do gołej ziemi - mówi pani Helena. - Dlatego trzeba im robić na łące zagrody. Są też bardzo sprytne i chętnie idą w szkodę - dodaje rozbawiona.
Jak tylko zobaczą pole zboża, to natychmiast chcą tam wejść. - Prowadzenie na pastwisko musi wyglądać bardzo zabawnie- opowiada. - Ludzie jadący do pracy zatrzymują się i przyglądają, bo to widok mało popularny w sumie. By uwiecznić gęsie pochody, jeden z lokalnych miłośników fotografii wykonał pani Helenie i jej ptakom specjalną sesję fotograficzną. Teraz mam te zdjęcia i czasem sobie je wieczorami przeglądam - opowiada. - Muszę przyznać, że się wzruszam za każdym razem.
U gęsi owsa nie kupisz, jest za to pierze i smalec
Jesienią, przez cztery tygodnie tuczy się je intensywnie. Wtedy dostają do jedzenia głównie owies. Po takim zabiegu ich mięso jest kruche i soczyste. Większa jest też gęsia wątróbka. Jeszcze parę lat temu w domu pani Heleny zbierały się sąsiadki, by wspólnie skubać gęsi. - Poduszki, pierzyny z ich puchu to rarytasy - opowiada pani Helena - Teraz w dobie kaloryferów może mniej popularne, ale jeszcze kilka lat temu ich ciepło grzało młode i stare kości.
Pani Helena sprzedawała też gęsi puch, teraz już nie bardzo ma co z nim robić, bo nie ma chętnych. - Już takie sześciotygodniowe gąski można podskubywać - komentuje. - Potem pierze odrasta, a skubanie się powtarza. Równie wielkim skarbem jak puch jest gęsi smalec. Z dorosłego ptaka można go wytopić około litra. - Ten smalec to z dawien dawna stosowany był jako lekarstwo - opowiada pani Helena. - Ja też tak go używam. Pomaga na bolące stawy i przeziębienia. Jak zaleca gęsiarka z Moszczenicy dla dorosłych trzeba go zmieszać z olejem rycynowym. Dzieciaki można posmarować samym.