W czwartek rano, kiedy na leśnym dukcie w Obidzy w gminie Łącko natrafiono na 52-letniego, samotnego, mieszkańca tej wioski, był on skrajnie wychłodzony. Był przytomny, ale nawiązanie kontaktu z nim okazało się niemożliwe. Znajdował się on na trasie, którą mógł podążać do swego domu w górach.
Do górala, któremu groziła śmierć z wychłodzenia wezwano pogotowie. Nie było jednak szansy, by karetka dotarła choćby w pobliże człowieka wymagającego natychmiastowego ratunku. Wkrótce okazało się, że również nie zdoła tam dojechać wóz strażacki druhów z miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej.
Na pomoc wezwano OSP z pobliskiej wsi Kadcza, która dysponuje małym, przystosowanym do poruszania w ekstremalnie trudnym terenie, terenowym nissanem.
- Pomagaliśmy załodze karetki pogotowia dotrzeć do człowieka mogącego stracić życie w wyniku nadmiernego wyziębienia organizmu - relacjonuje Zbigniew Chronowski, prezes OSP w Kadczy. - Pomogliśmy też w przetransportowaniu go do rejonu, w którym oczekiwała karetka pogotowia. Pomimo użycia samochodu terenowego znaczą część trasy do miejsca, w którym znaleziono nieszczęśnika, trzeba było pokonywać pieszo. W tej akcji współdziałali także ratownicy Grupy Krynickiej GOPR.
Ratownicy medyczni ocenili stan ekstremalnie wychłodzonego 52-latka jako tak poważny, że do Obidzy wezwali śmigłowiec sanitarny Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Tylko taki transport dawał szansę na szybkie dotarcie mężczyzny do specjalistycznego ośrodka mogącego podjąć skuteczną walkę o ocalenie jego życia.
Jednostki Państwowej Straży Pożarnej z Nowego Sącza przygotowały i zabezpieczyły miejsce lądowania helikoptera sanitarnego na drodze prowadzącej przez centrum Obidzy, dosyć blisko tamtejszego kościoła.