Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Górale prawo jazdy robią... na Ukrainie

Józef Słowik
Tomasz Jodlowski
Młodzi mieszkańcy Podhala znaleźli sobie szybki sposób na zrobienie prawa jazdy. Niestety, nie do końca zgodny z prawem. Na Ukrainie wyrabiali w ciągu jednego dnia prawo jazdy na wszystkie kategorie - bez uczestniczenia w kursach i egzaminach. Teraz muszą się mocno tłumaczyć przed prokuratorem, a dokumenty rekwiruje im Straż Graniczna.

Górale z powiatów nowotarskiego i tatrzańskiego to większość z 34 oskarżonych przez Prokuraturę Okręgową w Nowym Sączu o wyłudzenie dokumentu uprawniającego do prowadzenia pojazdów. O tym, że na Ukrainie prawo jazdy można zdobyć bez większych trudności, dowiedzieli się na jednej z orawskich dyskotek od osób, które organizowały wyjazdy. Większość w trakcie przesłuchań przez prokuratora nie miała sobie nic do zarzucenia.

Zakopiańczyk Benedykt S. (nazwisko do wiadomości redakcji), jeden z oskarżonych w sprawie nielegalnego zdobycia prawa jazdy na Ukrainie, nie czuje się winny. Wręcz przeciwnie, uważa, że dopóki nie został skazany prawomocnym wyrokiem, Straż Graniczna nie miała prawa zabierać mu dokumentu uprawniającego do kierowania wszystkimi pojazdami - od motoru poczynając, na ciężarówce skończywszy.
- Rano przyszli do mnie strażnicy i przedstawiając postanowienie, zażądali wydania prawa jazdy, które zdobyłem na Ukrainie - opowiada pan Benedykt.

Gdy pytamy go, skąd miał informację o możliwości zdobycia prawa jazdy na Ukrainie, nie ukrywa, że o tanich kursach i egzaminach dowiedział się w jednej z dyskotek na Orawie. - Za kurs trwający niespełna 8 miesięcy zapłaciłem prawie 3 tysiące dolarów - opowiada. - Na Ukrainę jeździłem co jakiś czas, a w szkoleniach brałem udział średnio przez dwa tygodnie. Mieszkałem u jednego Ukraińca. W jazdach szkoleniowych polecenia instruktora wyjaśniał mi tłumacz.

Według pana Benedykta, instruktorzy na Ukrainie są o wiele bardziej uprzejmi niż w Polsce - i to było jedną z przyczyn podjęcia decyzji o kursie za wschodnią granicą. A i ze zdaniem egzaminu na wszystkie kategorie nie było problemu. Pan Benedykt kierowcą kategorii A, C, D i E został w pierwszym podejściu.

Podpułkownik Marek Jarosiński, rzecznik komendanta Karpackiego Oddziału Straży Granicznej w Nowym Sączu, potwierdza, że jednostka prowadzi śledztwo w sprawie góralskiego sposobu na szybkie prawo jazdy.
- Podejrzani poświadczali nieprawdę - wyjaśnia Jarosiński. - Wprowadzali w błąd urzędników chociażby Starostwa Powiatowego w Nowym Targu i w Zakopanem. Składali wnioski o wydanie polskich praw jazdy na podstawie dokumentów zdobytych nielegalnie na Ukrainie.

Stanisław Gancarz, naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu, wyjaśnia, że wszystko byłoby w porządku, gdyby spełnili podstawowy wymóg, jaki stawiany jest w odpowiednich umowach międzynarodowych. - Jeżeli ubiegamy się o wydanie dokumentu uprawniającego do prowadzenia pojazdów poza granicami Polski, musimy mieć w tym państwie stałe zameldowanie. Z naszych informacji wynika, że wszyscy ci podejrzani nie mieli dokumentu potwierdzającego meldunek na Ukrainie - zaznacza. Większość z podejrzanych ukraińskie prawo jazdy otrzymywała, nie uczestnicząc w ogóle w kursie. Sam egzamin był też wielką farsą. - Wielu nawet nie przychodziło na egzamin, a zdawali go - mówi Gancarz. Teraz góralom grozi do 3 lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska