Pożarowy weekend zaczął się jeszcze w piątek, w Bobowej. Było przed południem, około godz. 11, gdy do dyżurnego dotarła wiadomość, że pali się budynek mieszkalno-gospodarczy. Na miejsce niezadysponowanych zostało sześć zastępów straży pożarnej, w sumie 22 strażaków.
- Gdy ekipy ratunkowe dotarły na miejsce, okazało się, że pożarem objęta jest część dachu. Widać było również, że zawaliła się część drewnianego stropu oraz przedpokój w części mieszkalnej - wylicza Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach.
Gdy pojawiły się płomienie, w budynku była kobieta - na szczęście nic się jej nie stało, zdążyła uciec, zanim żywioł rozszalał się na dobre. - Przekazała jeszcze strażakom, że wewnątrz jest butla z gazem LPG - dodaje rzecznik.
Udało się ją szybko zlokalizować. Była mocno rozgrzana, gdy strażacy wynieśli ją na zewnątrz i schłodzili. Stanowiła naprawdę duże niebezpieczeństwo - temperatura wewnątrz budynku sięgała bowiem 150 stopni Celsjusza. Zanim ekipy strażackie odjechały, przeprowadziły jeszcze konieczne prace rozbiórkowe.
O krok od tragedii - zaprószenie ognia w kotłowni
Mniej groźne skutki miał z kolei pożar w kotłowni w jednym z domów w Lipinkach. - Doszło do zaprószania ognia podczas rozpalania w piecu centralnego ogrzewania - opisuje Surmacz.
Ogień został szybko opanowany, straty to około pięćset złotych. Naprawdę niewiele w stosunku do oszacowanego na 250 tys. domu.
Do zaprószenia ognia doszło również w Wójtowej. W budynku gospodarczym spłonęły ściany, część więźby dachowej, zgromadzone siano. W akcji brało udział ponad 40 strażaków, między innymi druhowie z OSP w Krygu. Straty oszacowane zostały na siedem tysięcy złotych, uratowane mienie na kolejne 80 tysięcy zł.
Pożar altany i budynku gospodarczego za 150 tysięcy
Zdecydowanie najgroźniejszy był pożar w Bystrej. Pierwsze sygnały mówiły, że może płonąć las. - W zgłoszeniu była mowa o dymie i unoszącej się nad lasem łunie - zdaje relację Dariusz Surmacz.
Do miejsca pożaru trzeba było iść pieszo - od miejsca, do którego udało się dotrzeć wozom bojowym do płonących, jak się okazało, zabudowań było półtora kilometra.
- Strażacy musieli pokonać ten dystans pieszo, bo droga była kręta, wąską, nie dało się jej pokonać ciężkim wozem - opisuje rzecznik.
Pierwsi na miejscu byli druhowie z OSP w Szymbarku. Płonęła wyposażona altana oraz oddalony od niej około 15 metrów budynek gospodarczy.
- W niebezpieczeństwie był niezamieszkały dom oddalony od płonących zabudowań o około dwadzieścia metrów - wylicza.
Kłopoty z dojazdem i rozmiar żywiołu sprawiły, że wodę trzeba było dowozić w beczce na przyczepie ciągnika rolniczego. Woda pobierana była też ze studni. Straty oszacowane zostały na 150 tysięcy złotych, uratowane mienie - na sto tysięcy.
Za przyczynę uznane zostało podpalenie.
KONIECZNIE SPRAWDŹ: