Michał Małachowski jest jednym z prowodyrów całego zamieszania. Nie czuje się przy tym specjalnie winny. Sam, ukrywając skrzętnie emocje, czeka niecierpliwie na premierę: czy się spodoba, czy widzowie zrozumieją temat, czy nie wyjdą w trakcie projekcji. Po cichu wtórują mu pozostali członkowie grupy. Od początku chcieli zrobić, jak to mówią, film nieoczywisty.
Maraton z kamerą, czyli cztery plany filmowe
Inspiracją, jak już kiedyś mówiłem, byli biblijni Czterej Jeźdźcy Apokalipsy, a konkretnie jeden z nich - Głód - zdradza nam.
Nie jest też tak, że pomysł był od razu jeden i jego się trzymali. Jak u wszystkich twórców, zarówno tych początkujących, ale też zaawansowanych w sztuce filmowej, idea zmieniała się, ewoluowała. Trudno też zliczyć liczbę rozmów, potrzebnych do osiągnięcia ostatniej kropki w tej historii.
By jak najlepiej oddać scenariusz, przygotowali cztery plany filmowe - plener, wnętrza pensjonatu, szpitala. Swoje pięć minut będą miały również wnętrza GCK-u. Tempo pracy - ogromne. Przede wszystkim dlatego, że wszystkie Ćmy, mieli i mają całkiem zwykłe, codzienne obowiązki: szkołę, pracę.
- Byliśmy zmęczeni, niewyspani, ale naprawdę szczęśliwi, gdy na koniec dnia oglądaliśmy nagrany materiał - podkreśla Michał.
Młodzi, nie znaczy, że z amatorskim podejściem
Choć młodzi, to do tematu podeszli z największą powagą. Nie robili niczego na wyczucie, na zasadzie: bo tak mi się wydaje. Niełatwy temat konsultowali ze specjalistami, między innymi z rzeszowskiej fundacji Drzewo Życia. Pojechał do nich Michał. I od razu, niemal w progu powiedział, że jaki chce film zrobić.
- Można powiedzieć, że wywaliłem kawę na ławę - mówi obrazowo. - Przede wszystkim to, że nie zależy mi na ckliwej opowieści o miłej dziewczynie, która nagle przestała jeść, ale na jej drodze stanął przystojny chłopak, który przekonał ją, że mimo wszystko, jeść warto. A potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie - opowiada.
Taka postawa od razu otworzyła mu drzwi: pomogli, podpowiedzieli, gdy trzeba było coś skonsultować - byli niemal na zawołanie.
W główną rolę wcieliła się Julia Kaczmarczyk. By oddać jej sens, szukała informacji o chorobie.
- Starałam się zrozumieć, jak zbudowany jest świat mojej bohaterki - podkreśla.
Żurawina, nieoczywista metafora
Ćmy, swojemu filmowi dali tytuł „Żurawina”. Trochę tajemniczy, ale Michał zapewnia, że widzowie nie będą mieli problemu z interpretacją tej metafory. Pomysł na tytuł pojawił się dosyć nieoczekiwanie. Otóż Anna, kierowniczka produkcji GF Ćmy jest amatorką żurawiny. Podczas którejś z twórczych rozmów powiedziała, że w zależności do pory dnia, smakuje inaczej.
- Bardzo nam się to spodobało - uśmiecha się Michał.
Żurawina pojawia się w filmie kilkakrotnie, w nieoczywisty sposób.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Czytaj najnowsze informacje z Gorlic i okolic
[a]WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 13. "Cymbergaj"