Już, gdy wyjeżdżaliśmy z Gorlic, nad Ropą widać było ciemne chmury - opowiada Krystian Tarsa, gorliczanin, który właśnie w niedzielę wybrał się do Wysowej. - Im bliżej zjazdy w kierunku centrum wsi tym było straszniej. Raz po raz nad Beskidem przetaczały się grzmoty, a niebo przecinały błyskawice - dodaje.
Wielu bało się jechać
W Ropie była już regularna ulewa. Wycieraczki samochodu nie nadążały ze zbieraniem wody z szyby. Przez drogę raz po raz przepływały regularne potoki, nanosząc na asfalt żwir, który utrudniał przemieszczanie się. Potężne kałuże stwarzały realne zagrożenie utraty przyczepności na bardzo mokrej nawierzchni. - Minąłem po drodze kilka samochodów stojących na poboczu z włączonymi światłami awaryjnymi - opowiada dalej. - Kierowcy na obcych rejestracjach chyba bali się podróżować. Woleli przeczekać nawałnicę. Tak naprawdę to z góry leciała ściana wody - dodaje.
Kilka kilometrów dalej, już przy zjeździe w stronę Uścia Gorlickiego było spokojnie. Z dala dobiegał jedynie głos strażackich syren. Im bliżej Wysowej tym mniej było jakichkolwiek objawów, tego, co działo się w Ropie i Łosiu.
- Mimo naprawdę potężnych opadów obeszło się bez dramatycznych zdarzeń - mówi Marcin Barczyk, dowódca JRG w Gorlicach. - Mieliśmy dziewięć interwencji w Ropie i Łosiu. Dwie z nich zakwalifikowaliśmy jako fałszywe alarmy, choć zgłaszający zapewne bali się o swoje domy i obejścia - dodaje.
Ziemia osunęła się na dom
Największe zagrożenie było w Ropie, gdzie na jeden z domów osunęło się kilka metrów sześciennych ziemi. - Tam świetną robotę wykonali nasi koledzy z OSP - mówi strażak.
Błyskawicznie wykonali konstrukcję, która zabezpieczyła budynek. Wbili stemple, które zatrzymały zbocze przed dalszym przemieszczanie się w stronę budynku. - To był pomysł Pawła Sitara - opowiada Artur Łukaszyk, prezes OSP w Ropie. - Przydało się jego zawodowe doświadczenie w budownictwie i oczywiście też kreatywność - dopowiada z uśmiechem.
Strażacy zajmowali się też udrażnianiem zatkanych przepustów drogowych, do których spływająca woda nanosiła żwir i gałęzie. Wypompowywali również wodę z zalanych pomieszczeń. - Te kilkanaście minut na pewno napędziło wielu osobom strachu - mówi Marcin Barczyk. - Dobrze, że tylko na nim się skończyło. Potężne opady zanotowano również w Brunarach, ale tam obeszło się bez strażackich interwencji - kończy.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!