Znowu ten sam scenariusz - późna noc, już po godz. 1, gdy do dyżurnego w PSP zadzwoniła postronna osoba z wiadomością, że w Kobylance się pali. Gdy strażacy dotarli na miejsce, budynek mieszkalno-gospodarczy niemal cały stał w ogniu.
- Płonęła część gospodarcza oraz dach nad mieszkalną - opisuje Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach. Okazało się, że w opuszczonym budynku jest kilka ton słomy, która utrudniała prowadzenie akcji.
W budynku od dawna nie było żadnych mediów
Dach nad częścią gospodarczą zawalił się, zresztą cały obiekt nadaje się tylko do rozbiórki. Co ważne, nie było w nim żadnych mediów - ani gazu, ani prądu - więc nie ma mowy o zwarciu instalacji czy jakimkolwiek wybuchu. Wspomniana słoma też była stara, w zasadzie zbutwiała, więc do samozapłonu też dojść nie mogło. Pożar został więc zakwalifikowany jako podpalenie. Podobnie jak wcześniejsze, do których doszło między innymi w Korczynie i Libuszy.
- W akcji, która prowadzona była w Kobylance, wzięło udział prawie 30 strażaków. Walka z ogniem trwała ponad trzy godziny - dodaje rzecznik.
W pożarze nikt nie ucierpiał. Straty zostały oszacowane na około 40 tysięcy złotych. Właściciele, starsze już osoby, mieszkają z dala od swojej nieruchomości. Wiek i stan zdrowia nie pozwolił, by przyjechali. Miejsce pożaru zostało wielokrotnie sprawdzone przez strażaków, ale spaloną konstrukcję trzeba uprzątnąć, tak samo, jak słomę - nadpalona, mokra może być zarzewiem kolejnego pożaru.
Kilkadziesiąt podpaleń rocznie. To przypadek?
W 2016 roku, w powiecie doszło do 60 zdarzeń, które zakwalifikowane zostały jako podpalenia. Rok później było ich 57, w tym już 28. Przytoczone statystki nie obejmują wiosennych pożarów traw - mowa jest tylko o wszelkich zabudowaniach, stogach czy belach zebranego siana czy słomy. Od października 2017 w Korczynie i okolicy ogień wybuchał siedem razy. We wszystkich tych przypadkach strażacy za przyczynę podają podpalenie.
- Płonęły zabudowania gospodarcze, składowisko opon, domy, bele siana czy słomy, a nawet roboczy barakowóz - relacjonuje Dariusz Surmacz, oficer prasowy KP PSP w Gorlicach.
Nie liczymy przy tym pożarów traw - to można złożyć na karb głupiej mody. Za każdym razem strażacy ratowali, co mogli - wyprowadzali inwentarz, wynosili wyposażenie czy zgromadzony sprzęt rolniczy. Bez strat się jednak nie obyło.
W ostatnim korczyńskim przypadku - stodoły - oszacowano je na około 250 tysięcy złotych. Był środek nocy, budynek był jak wielka pochodnia.
- Do tej pory, na szczęście, nikt nie został poszkodowany - mówi Surmacz. - Nigdy jednak nie wiadomo, co i kiedy się stanie i czy pomoc zdąży dotrzeć na czas - dodaje.
W przypadku tego pożaru, z racji skali, a i pewnie wysokości strat, zostanie powołany biegły z zakresu pożarnictwa.
- Oceni, co się stało i na tej podstawie zapadnie decyzja o dalszym postępowaniu - zapowiada Grzegorz Szczepanek, oficer prasowy komendy policji w Gorlicach.
Studzi też emocje: to, co ze wszech miar wydaje się podpaleniem, po ocenie biegłego stawiane jest w zupełnie innym świetle - uszkodzenia instalacji, zwarcia, przypadkowe zaprószenie ognia.
Samorząd weźmie sprawy w swoje ręce?
Mirosław Wędrychowicz, burmistrz Biecza, na korczyńskie wydarzenia patrzy z pewnym niepokojem.
- Siano, trawy, zabudowania - wylicza. - Coś się dzieje nie tak, jak powinno - ocenia.
Podpalenie jest przestępstwem i nie jest tutaj istotne, czy spłonął dom, czy pustostan na odludziu. Prawo jest surowe i za każdy taki czyn, grożą konkretne sankcje - nawet do pięciu lat więzienia.
WIDEO: Jak wygląda dzień strażaka w JRG 6 w Krakowie? Sprawdziliśmy!
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto