Grad siał spustoszenie m.in. w Czarnym Potoku, Kiczni, Łącku i Maszkowicach. Jego wielkość była różna - od kuleczek wielkości dwuzłotówki, po kule niczym piłeczki ping-pongowe. Żywioł szalał zaledwie pół godziny, ale wyrządził spore straty w kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu sadach. Do gminy już zgłaszają się pierwsi poszkodowani rolnicy.
- Moja 86-letnia mama w życiu nie widziała takiego gradu. Był wielkości kurzego jaja - mówi Ignacy Cebula, sadownik z Maszkowic. - Szkody są ogromne. Stłukło mi śliwy i jabłka. A ja utrzymuję rodzinę tylko i wyłącznie z tych sadów - dodaje.
Pan Ignacy ma 20-arowy sad śliw i ok. 3-hektarowy sad jabłoni. W ciągu pół godziny grad strącił z drzew jedną trzecią owoców.
- A to co zostało na gałęziach nie wróży niczego dobrego. Tak naprawdę to dopiero jutro będziemy wiedzieć, ile się ostało - zaznacza Cebula. - Bo na owocach, które nie popękały, a zostały jedynie obtłuczone, ślady gradobicia widać dopiero na drugi, trzeci dzień - wyjaśnia.
Sadownik z Maszkowic zaznacza, że uderzony lodową kulą owoc śliwy zaczyna gnić na drzewach i nie da się go uratować. Z jabłkiem jest trochę inaczej, bo takie obite zawsze można sprzedać na przemysł. - Ale pieniędzy z tego nie ma, bo za takie jabłka płacą w skupie góra 15 groszy za kilogram - kręci głową pan Ignacy. - Z resztą z roku na rok jest coraz gorzej. Nie dość, że płacą mniej, bo za zdrowe jabłko 45 groszy za kilogram, to jeszcze nie ma gdzie tego sprzedać - dodaje.
Także Stefan Myjak, sadownik z 30-letnim stażem pracy oraz sołtys Zabrzeży, zastanawiają się co zrobić z obitymi jabłkami. - Po owocu widać, że grad był potężny. Na każdym można doliczyć się kilkunatu uderzeń - mówi Stefan Myjak. - Mam trzy i pół hektara jabłek. Gdy wszedłem do sadu i zobaczyłem, ile owoców opadło, to aż mi się przykro zrobiło. Straszny widok. Tyle pracy na marne - dodaje.
Sołtys Zabrzeży podkreśla, że ostatnie dwa lata były dla sadowników łaskawe i grad nie siał takiego spustoszenia, jak wczoraj po południu.
Straty liczy także Krzysztof Gądek, który ma sad w Czarnym Potoku.
- Gradobicie trwało tutaj może 20-25 minut, a narobiło ogromnych szkód - przyznaje sadownik. - Jabłka rozpołowione, ledwo na przemysł się nadadzą - dodaje.
Janusz Klag, wójt gminy Łącko, choć obecnie przebywa na urlopie, po informacji o gradobiciu, od razu powołał komisję do szacowania strat.
- Mieszkańcy poszkodowani przez żywioł powinni zgłaszać swoje szkody pracownikom urzędu gminy - podkreśla wójt Klag. - Na tej podstawie sporządzimy listę, którą przekażemy do wojewody. Mam nadzieję, że nasi sadownicy otrzymają pomoc od państwa. Przecież i tak już są w trudnej sytuacji przez embargo Rosji.
CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!