Takich historii w najnowszej książce Jana Tomasza Grossa "Złote żniwa" jest wiele. We wtorek krakowskie wydawnictwo Znak przedstawiło ostateczną wersję książki, która ukaże się już w marcu. Główną jej tezą jest twierdzenie, że tropienie ukrywających się Żydów i czerpanie zysków z Holokaustu, było nie wynaturzeniem, ale normą w polskim społeczeństwie. Czytam "Złote Żniwa" i przechodzą mnie ciarki. Autor nie szczędzi drastycznych opisów. Nie zostawia suchej nitki na chłopach, którzy bez skrupułów grabili Żydów, mających świadomość, że bez ich pomocy nie uda im się przetrwać. Pokazuje ludzi, którzy czekali tylko, aż do obozu koncentracyjnego w Treblince podjadą pociągi wypełnione umierającymi z pragnienia Żydami. Wtedy bimbrem przekupywali strażników, by pozwolili im sprzedawać Żydom wodę za ciężkie pieniądze.
Agnieszka Osiecka. Koronczarka obyczajów
Trudno przyjąć za normalne odruchy mieszkańców wsi sąsiadujących z miejscami zagłady, handel ze strażnikami, którzy zrabowaną biżuterią Żydów płacili za wódkę czy jedzenie. "Zastrzyk kapitałowy, którego w ten sposób doświadczyły okolice przyobozowe, był nieporównywalny z niczym(…). Jak napisał inżynier Jerzy Królikowski z Warszawy, oddelegowany w te strony podczas wojny do pracy przy budowie mostu kolejowego, "zegarki ręczne sprzedawano wtedy na tuziny za grosze, tak że miejscowi chłopi nosili je w koszykach od jajek w celu oferowania dalszym nabywcom" - donosi Gross.
Inspiracją dla książki było opublikowane w "Gazecie Wyborczej" zdjęcie polskich chłopów. Zostali oni uchwyceni tuż "po pracy". Ta prawdopodobnie polegała na poszukiwaniu kosztowności na terenie po obozie w Treblince. Mogą o tym świadczyć ułożone przed nimi kości pomordowanych. Gross nie ma wątpliwości, że po wojnie na tych terenach zapanowała istna gorączka złota, porównywana do tej, jaka miała miejsce w Ameryce. "Dominik Kucharek, kopacz, któremu przedstawiono akt oskarżenia - o przestępstwo walutowe, bo sprzedawał w Warszawie brylant znaleziony w Treblince - wyjaśniał na swoją obronę, że "wszyscy" w jego wsi chodzili kopać" - pisze Gross, a za chwilę dodaje, że robiono to samo w Auschwitz. "Proceder polegał na tym, że pod osłoną nocy pakowano worki z prochami na jakiś środek transportu, a później płukano w Wiśle. Tak! Dokładnie tak jak podczas gorączki złota na dzikim zachodzie". Można potępiać Grossa za to, że napisał antypolską książkę. Ktoś, kto przeczyta tylko jego esej, będzie miał oczywiście jednostronny pogląd na zachowania Polaków. Nie dowie się, że byli i tacy, kórzy pomagali bezinteresownie Żydom, że wielu ma drzewka Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Jednak ta książka może być potrzebna po to byśmy nie zapomnieli, że kiedyś młoda Żydówka Szangla biegła przez wieś i nikt z sąsiadów jej nie pomógł...
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: Matkobójca stanie przed sądem
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy